Gdzie jest radość, gdzie podziała się z mego istnienia ?
Może ukryta w smutku mych oczu karmi się blaskiem życia krzycząc, dobrze mi tu!
Zostawcie mnie w spokoju!
Nie okazuje światu „spowrotem” na tacy lśniących oczu w błękicie zawartym z uśmiechem twarzy zmieszana.
Wstydzi się czy jak ?
Pytam pośrednio przez umysł i wsłuchuję się w ciszy czekając na odpowiedź. Powtarzając cierpliwie, gdzie jesteś ciesząca się jak dzieckiem stawałem się w tych Saskich rejonach z Agnieszką przy lewym boku za drzwiami, która o bzach pisała nam pachnących zza okien ogrodu, tedy słuchałem jako dziecko stukania maszyny i rytm jej pozwalał mi w ciszy rozmyślać, pewnie o szczęściu…
W błogość ten stukot przyprawiał mnie całym, że leżeć mogłem i świat stawał się jednią ze śpiewem sikorek na bzach ogrodowych.
Lecz długo nie trwało dzieciństwa lenistwo poznawcze do świata. Edukacja zamykająca emocji czar odczuwania czekała w linii prostej ulicy, przez milicyjne obstawy ambasad.
Spacer z piłką na boisko radość począł wnosić w ukierunkowanie szkolne.
Lecz jedną z kilku tras najlepiej bywało podążać przez boisko czarne do ścierania kolan i łokci. Takie pocieszenie w drodze do sal edukacyjnych.
Dobrze, że moja piłka do gry była, znacznie status podkreślając, wśród tych co chcieli koniecznie taką mieć i niekoniecznie nią grać.
Teraz już odpowiedzi znajduję w umysłu zacisznym salonie, który śle zdania wielokrotnie złożone. Ja z nich wyławiam szepty skromne, nieśmiałe na pytania. Gdzie podziała się radość w życiu mym i kiedy jej zaniechałem?
Wspominam tą materialną chęć posiadania, która mnie ogarnęła w wieku dojrzewania, potrzeba była, by posiadać wabiki na płeć piękną, by zwabić do siebie pannę i z radością przeżywać z nią przygodę niejedną.
Pojawiły się krótkie pocieszacze co w nałogi przechodzą wśród innych jak nie zauważą w porę, gdy się tłumaczą. „Ja tylko kontrolnie kilka piwek na wieczór“, tak powiadają, a w siatach co dzień butelkami biją jak na mszę niedzielną bez sensu treści wnoszącą, pięć piwek na dobry sen z zalanym żołądkiem, by przeponę naciągać i oddechem krótkim dotleniać co i raz słabiej umysł i siebie zataczać w dolinę smutku i samotności. Radość tu nie powróci w tak miłym gościńcu pościelonym z tytoniem, bo przecież: „Daj zajaram, bo już nie mogę lub skręćmy coś, by lepiej było.“
Lepiej będzie, a i owszem przez krótką chwilę, która kosztuje brakiem tejże poszukiwanej radości później po latach pocieszania się środkami różnymi.
Na środkach chemicznych jak smak i zapach w porównaniu do owocu prosto z drzewa rozróżnić można gdy się zna drzewo, nie na chemii wychowani, co drwią z natury mocnej i wytrwałej wiecznie trwającej, będącej.
GrzegoSłav©