Zamarzam w spokojności…Po woli.
Choć serce się broni, już dawno bez zbroi.
Wciąż drze się i kroi, rozrywa, rozpęka, wciąż wraca udręka.
Oszraniam się wnet, temperaturą spadania ciepła dawania.
Ochłodzenie zapowiadam czystej naiwności w radości szczęśliwości.
Która czasem spływa na serca kamienie, topiąc zmarźnienie.
Otwartość i bycie, w świadomym zachwycie, bramy swe zamykają.
Wszystko dla siebie, od teraz dają.
Wciąż na nowo i od nowa, spływa krystaliczność nowa.
Dbając o czystość, synchroniczność, i przejrzystość.
Serce tak właśnie się szpachluje, łata wszystkie poronione lata.
Remont chwil i czarów wspomnień,
co wracały nierozsądnie.
Co znów usłyszy?
Czy też słyszało?
Pomijając słów pustych dziesiątki i te przepraszam, co winy rozprasza…
Czy znów w ekspansji chorobie, zrobiło coś tobie?
Może miłosnym splotem, jego zbyt wartkim zalewem,
zbyt dużo nadwyżki znowu oddało?
Czy możeby coś przeorganizowało, a się nie chciało?
Wiadomym i nie, stał się ten aspekt.
Takie pytania uzdrawiasz światłem natchnienia, twórczego uniesienia.
Tak też i wielcy wszystko tworzyli, łapiąc malutkie okruchy chwili.
Na te pytania mam już odpowiedź w swym zrozumieniu, bez oczekiwań w czystym sumieniu.
I dzięki temu w cudownym staję swym zaistnieniu, czasem na dłużej niż w oka mknieniu.
Zatraconych wielkich uniesień, nadeszła jesień.
Serce zamyka swe podwoje i czyste przestrzenie.
Wpuszczając tylko prawdy zaistnienie, zrasza nadzieje…
GrzegoSłav©