W niewoli uczuć sztucznej radości, ze smutkiem wewnątrz, w pustce nicości. Wymuszone uśmiechy, korporacyjne maski, ubranka metkowe, chemicznych zapachów ułudy. Poprawki formy ciała, wsmarowane, oblane chemią boskie powłoki. Nienaganne, obyte, wyuczone, wykształcone. Dodatkiem do życia sztuczności wabiki. Diety, odżywki, kult ciała. Przy tym co i raz mocniejsze doznania. Przygody wyjazdy zwiedzania, firmowe imprezy, dłoń czyjaś nieznana. Szacunek do siebie w kąt odstawiony, piękności uczuć świat pozbawiony. Pomknęli w dwoistości światy, rozdartych serc szaty, mknieniem myśli materializm im się ziścił.
Pogubieni w tej przestrzeni. Emocjonalnie wypaczeni. Zmysły zamknięte, uczuć serca pominięte. Tam w ich rejonach to słabość w miłości nieposkromiona. Tak być nie może, by okazywać się w złym nastroju, ruszając do korporacyjnego boju, po spłatę za ratę i wyjazdy latem. Zimna twarz niezmienna w nijakim humorze, nic nie okaże, łzy nie uroni, w ciągłej pogoni po trupach idzie przed siebie ślepo. Goni gdzieś blisko, albo daleko. Istota ludzka wyzerowana i nienagannie nierozpoznana. Nijaka taka, bezpłciowa jakaś. Często za maską i za woalem lub owinięta chustą lub szalem. Taki to wygląd kariery cennej, i nie przeżyte marzenia senne.
