Nakładam kaptur mroku na bladą twarzy przełęcz, biegnę w stan umysłu, łapiąc gdzieś natchnienie. Przysłaniam wzroku spojrzenie, podgląd wyostrzam, wzywam wyciszenie. Kruszę wszystkość w mgnieniu oka chwilach.
Patrzę widząc obrazy gdzieś mijające, przemieszane z myślą.
Zapełniając łańcuch doznań. Trwam rdzeniem niezmiennym w działaniu.
W widoku jak przez mgłę odbywa się beze mnie przy mnie ze mną obok.
W pulsie tętna przyśpieszeniu, w rytmie nóg manifeście trudu, spocony dysząc przemierzam. Myśli przelatujące jak w walce, jednak bez zbytniego zamiaru do wypożyczenia, mkną dostępne. Jakbym to już kiedyś kreował…
Odpuszczam ciekawy spoglądając dalej.
Bezmyślnie.
Jako widz oglądam przemijanie, sam tym zawiadując. Steruję bez kompasu i wytycznych.
Sam sobie zapomniałem, by więcej dowiedzieć, dowieść i dobrać do swego obrazu tworzonego. Niezła zabawa to życie, ten rozwój, to odkrywanie zapomnianego. Tworzenie siebie samego, samemu. Poznanie w niepamięci, w nienawiści, w strachu, w bólu, w samotności, w odrzuceniu, smutku.
W powracaniu.
Ku radości, szczęściu w poznawaniu pokochania moc działania, manifestacja myśli w odczuciu działania.
Na skróty czuję w sobie samym to co spełnione wytworzyło emocję, łapię ją i noszę na co dzień skracając oczekiwanie.
Ze zbioru myśli ludzkich podpowiadam sobie. Gdzie teraz pójdę? Gdzie zwiedzać mogę ?