Przyglądam się mym oczom radosnym, jaśniejącym…
Głębi radości w ich blasku pogubionym w technokratycznym świecie reklam deklamowanych szeptem pozoru bezpiecznego zaistnienia.
A one mimo tego śmiejące się prawie nieustannie. Ucieszone chwilą Miłości Boga, Iskierką… Nie wiedzieć czemu tak nagle.
Wtem tyle rozpierającej radości ucieszenia, dziecinnego zafascynowania chwilą, niewinnego radowania. Ktoś spyta.
Dlaczego? Przez co? Taka radość?
Odpowiem bez zastanowienia…
Przez zżycie z życiem. Przez to co istnieje we mnie i poza mną.
To co wokół dostrzegalne, prawdziwe, życiodajne, pulsujące rytmem
natury, pierwotnym rytmem, pierwotnym oddechem.
I to co niewidoczne, niedostrzegalne ludzkim, fizycznym zwierciadłem duszy.
Tyle Światła… Nie widać jak świeci, za jasno, za radośnie, znienacka bez punktu odniesienia do cienia strefy.
Nic mego Światła nie zasłania w obłoku istnienia.
Nie przyćmi go jak kiedyś szary błękit smutnego spojrzenia w odbiciach miejskich kałuż Ziemi zaistnienia…
Karmię się radością chwili po chwili (…) dla tej jednej pięknej chwili.

Oczy radosne… Zafascynowane chwilą istnienia