Strasznie się to słowo ostatnio modne zrobiło. Tylko czy w jakimś dokumencie przyjętym przez organizację międzynarodową czy kodeksie karnym w jakimś państwie mamy definicję określającą kto to jest „terrorysta”. Pewnie dopiero w trakcie nowego procesu przypominający ten w Norymberdze zostanie to słowo zdefiniowane.
Czy ludzie, którzy rzucili z okna w pałacu Staszica bombę na księcia Konstantego byli terrorystami?
Czy partyzanci, którzy wysadzali pociągi z wojskiem niemieckim jadące na wschód w czasie drugiej wojny byli terrorystami?
Czy żołnierze, którzy wrzucili bombę do Cafeclubu byli terrorystami?
A ci wszyscy, którzy wysadzali lokale konkurencyjnej partii w czasie XX lecia międzywojennego?
Wielu naszych przodków z nielegalnie posiadaną bronią zwalczało na terenie obecnego państwa polskiego różnych najeźdźców. To Austriaków, Prusaków i Rosjan, to Niemców z pomagierami.
I co? Kim ci ludzie byli? A nie zawsze stawali twarzą w twarz ze swoim wrogiem.
Wychodzi na to że epitet „terrorysta” jest pojęciem względnym. Ta sama osoba dla jednych może być terrorystą, a dla innych, bojownikiem o słuszną sprawę, partyzantem, bohaterem.
No tak w obecnych czasach kiedy na świecie panoszy się jedno państwo, które rości sobie prawo do narzucania innym swojej woli i poglądów terrorysta to taki osobnik, który nie lubi Myszki Miki ani Kaczora Donalda, nie pije Coca Coli, nie je hamburgerów od McDonalda, nie kupuje córce lalki Barbie, nie podziela poglądów homoseksualistów, nie fascynuje się pornografią i nie ma ochoty żłopać alkoholu nie słucha muzyki w stylu techno i podobnej i nie życzy sobie żeby mu siłą narzucano takie poglądy do tego stopnia, że bierze swoje sprawy w swoje ręce i uprzejmie prosi o pozwolenie żyć w swoim kraju tak jak on ma ochotę.
To nie dopuszczalne i nie można tego puścić płazem.
On musi polubić Myszkę Miki i hamburgery, gej-parady, małżeństwa jednopłciowe, a bogactwa naturalne swojej ziemi ma oddawać bezpłatnie koncernom zachodnim. Inaczej nie ma prawa żyć na tej ziemi.
Jak już kiedyś pisałem pojęcie „terrorysta” jest wielce użyteczne bo zneutralizowanie (jaki piękny eufemizm, a znaczy po prostu utrupić) „terrorysty” jest czynem wielce chwalebnym jak nie przymierzając niegdyś czynem wielce katolickiemu Bogu miłym było zabicie innowiercy – poganina czy muzułmanina, że o protestancie nie wspomnę. Sam Sienkiewicz, laureat nagrody Nobla tak pisywał.
No a skąd się biorą tacy „terroryści”?
Najpierw musimy mieć podatny grunt. Jak wrzucimy drożdże do wody destylowanej to zaraz zdechną. Podobnie z pomysłami na niektórą działalność.
Przyjdźcie do sytego, modnie, wygodnie ubranego i obutego, mającego wygodne mieszkanie dobrze wyposażone i urządzone, ciekawą dobrze płatną pracę, a w garażu samochód i namówcie go żeby walczył o zmiany. Życzę sukcesów. Puści was po schodach jak natrętnego akwizytora.
Ci z klasy wyższej albo średniej, którzy biorą udział w takiej działalności to tacy, którym się to opłaci albo szczególne wyjątki. No ale takich wyjątków wśród działaczy może jest promil, a jeszcze prędzej ułamek promila.
Takim gruntem jest dostateczna ilość w społeczeństwie ludzi bez środków do życia i bez perspektyw na przyszłość, krótko mówiąc wyrzuconych poza nawias. Likwidując w różnych społeczeństwach klasę średnią doprowadzono do powstania sporej ilości „masy zapalnej”.
Pomyśl szanowny czytelniku co czuje idący przez miasto osobnik spoglądając na wystawy pełne jadła, picia odzienia i przedmiotów uprzyjemniających życie na różne sposoby dla którego nie ma pracy, ubrany w ostatnią już nie pierwszej czystości garderobę, mający długi wszędzie gdzie się da, komornika na karku, którego albo nie wpuszczają albo wypędzają zewsząd nawet z dworca gdzie chce się ogrzać albo schronić przed deszczem. Nie wejdzie do tramwaju bo bilet to ileś tam bułek, a jak go złapią to znowu problem. Chociaż taki problem to drobiazg. Po którymś tam przypaleniu papierosem człowiek nie czuje bólu. Po którymś tam kłopocie spadającym na głowę człowiek ma go w głębokim poważaniu. Alkohol daje zapomnienie na krótko, a kac po tym na co stać takiego „wyrzutka” powoduje straszną ostrość widzenia i jeszcze głębszą frustrację.
Bywa, że po rozwiązanie swoich problemów człowiek, a czasem grupa społeczna czy nawet całe narody zwracają się do stosownych instytucji.
Takie instytucje kierują się zasadami, które zostały nazwane „prawem”. A prawo bywa różne i ma różne źródła. Bywa, że takie prawo we własnym interesie napisał jakiś koncern i inwestując w przyszłe zyski przeforsował je korumpując miejscową władzę. I obywatele mając świętą rację zostają na lodzie. Odbijają się od ściany stworzonej jak świat długi i szeroki przez bezkarną, a wszechwładną kastę urzędników, bronioną przez organy ochrony prawa i porządku, którzy przekładają papierki, rozpatrują, wydają decyzje. Ci sami rozpatrują skargi na siebie i odwołania. Ich przełożeni i koledzy z wyżej stojących instytucji, które powinny sprawować nadzór nad ich pracą na spotkaniach integracyjnych piją gorzałę za podatki takich biedaków, poklepują się po plecach i załatwiają sprawy po swojej myśli.
A co? Ty mnie szanujesz, ja ciebie szanuję znaczy obaj jesteśmy szanowanymi obywatelami, urzędnikami, funkcjonariuszami organizacji międzynarodowej, państwowymi albo samorządowymi.
Jak by nie liczył kandydat na terrorystę, który jeszcze o tym nie wie jest obrobiony jak w maszynce do mięsa już na samym początku.
Może jak jest wyjątkowo uparty pójść do niezawisłego sądu to mu pokażą kto on jest i co dla kasty urzędniczej znaczy i jak jedna władza jest niezależna od drugiej. Aż mu się zakurzy.
Zainteresowanym polecam jako szczególnie interesujące ćwiczenie analizę prawa obowiązującego na terenie obecnej Rzeczypospolitej w ciągu ostatnich 200 lat. Niezależnie od tego kto te prawa ustanawiał one tu obowiązywały i wymagano ich respektowania, a ludzie ponosili skutki.
A urzędasy na wszystkich szczeblach (jak już wcześniej pisałem) od najmarniejszego referenta w administracjach budynków mieszkalnych czy magistracie do posłów, senatorów, ministrów, premiera i przyległości na każdym kroku podkreślają, że są „władzą”, a nie ludźmi wynajętymi do pracy za nasze podatki, ponadawali sobie przywilejów, ogrodzili się przepisami i strukturami broniącymi ich przed gniewem ludu i są jedynie słuszni i nieomylni, nietykalni i bezkarni.
Każda struktura czy to samorządowa czy państwowa dąży do ustanowienia takich przepisów jakie stawiają ten konkretny urząd ponad wszelkimi, obowiązującymi prawami. Natomiast prawo jest ustanawiane w taki sposób aby nikt nie wiedział co mu wolno, a czego nie. Jednoznaczne prawo ogranicza urzędasów.
Bardzo pouczający w tym względzie jest rozwój praw aparatu bezpieczeństwa w Niemczech hitlerowskich. Schemat powtarza się w prawie wszystkich państwach na kuli ziemskiej.
Aparatowi „rządzącemu” w Stanach Zjednoczonych udało się dzięki wypadkom z 11 września zepchnąć obywateli do głębokiego parteru. I co? I ostatnio ciągle ktoś do kogoś strzela w sposób jaki wskazuje na daleko posuniętą frustrację. A to już granica przed…
Jak komu się zdaje, że prawo jest symetryczne i że wszyscy są równi wobec prawa niech porówna prostą rzecz.
Jedzie po prostej, pustej drodze nikomu nie zagrażając i przekroczył „dozwoloną” prędkość bo urzędnik postawił znak ograniczenia, a może zapomniał go zdjąć ale obowiązuje . Łapie was czy to fotoradar czy policja z radarem i płacicie w ciągu paru dni. A spróbujcie nie.
Jedziecie po drodze wybudowanej z waszych podatków, za utrzymanie tej drogi w stanie używalności zgodnie z normami ustalonymi przez organizacje zajmujące się standami chmara urzędasów bierze też z waszych podatków wynagrodzenie. Na wielkiej dziurze w tej właśnie drodze urywacie koło i kawał zawieszenia. Spróbujcie wydusić rekompensatę. Osiwiejecie i stracicie zdrowie. A tu dziura stwarza realne zagrożenie dla życia i zdrowia użytkowników. Kto słyszał o urzędniku, który poniósł jakieś konsekwencje za swoje zaniedbania?
Kasta urzędnicza z premedytacją podnosi opłaty nieproporcjonalnie do dochodów ludności i wprowadza „prawa” rzekomo w interesie społecznym, które pozwalają karać obywatela.
W konsekwencji ogół społeczeństwa wpada z takiej czy z innej przyczyny w długi wobec „władzy”, a to pozwala w sposób „demokratyczny” trzymać ludność na smyczy.
Poza czynnikami stworzonymi przez kastę urzędników wszelkiego szczebla istnieją jeszcze sterowniki, które sprzyjają określonym reakcjom. To religia i wychowanie w określonych tradycjach.
I tak na przykład w czasie kiedy Stany Zjednoczone wprowadzały demokrację i powszechne szczęście do Wietnamu usiłując go wyzwolić spod władzy Wietnamczyków wielu przedstawicieli maltretowanego narodu popełniło w ramach protestu samospalenie. To Buddyści. Muzułmanin jeśli miał by popełnić samobójstwo to zabrał by ze sobą kilku swoich wrogów.
I co się nagle dzieje z kandydatem na terrorystę? Poobijany przez odbijanie od różnych urzędasów i instytucji osobnik traci cierpliwość i bierze swoje sprawy w swoje ręce. Przy jakiejś okazji spotyka się dwóch, a może kilku takich, a na swojej drodze przez mękę każdy z nich spotkał po iluś tam takich samych. Zmawiają się i postanawiają rozwiązać problem tak jak to oni uważają za stosowne.
No w końcu: „głos ludu głos Boga”. A ich jest dużo i właśnie są ludem.
Każda klika w każdym państwie ma gdzieś tam swoich przeciwników. I jak tylko taka grupa zwącha, że można swoim oponentom wyciąć kawał zaraz to wykorzysta i na przykład podrzuci wrogom swoich oponentów trochę środków do rozwiązania problemu albo trochę narzędzi. I co się dzieje. Osobnicy wspomożeni w taki oto sposób z dnia na dzień doznają cudownego przeistoczenia. Z pariasów, którzy nie mieli prawa wstępu nawet do płatnej toalety stają się władzą. Kto stanie na drodze sfrustrowanemu facetowi z bronią w garści? Mają broń i nagle mają wszystko co im się spodoba. Biorą nie pytając.
Nie muszą się dopraszać łaski kasty urzędniczej, która zbywała ich reprezentując swoje lub swoich mocodawców interesy. Ta kasta urzędnicza to nie zawsze administracja budynków, sołtys, poseł czy minister. Czasami to organizacja międzynarodowa. Ale schemat ten sam. A pomoc dla tych którzy postanowili uporać się z pasożytami społecznymi płynie szerokim strumieniem bo jak się pali to zawsze takich co by jakąś pieczeń upiekli albo chociaż łapki ogrzali sporo.
No i niech mi ktoś z szanownych czytelników powie jak z moralnego punktu widzenia ocenić osobników, którzy na przykład sędziemu znanemu z przyjmowania korzyści materialnych w zamian za wydawanie sprawiedliwych wyroków włożyli do świeżo kupionego po cenie mocno preferencyjnej pojazdu jakąś niespodziankę. Po zadziałaniu niespodzianki sędzia przestał przyjmować korzyści materialne, a jego koledzy długo się będą zastanawiać czy zdecydować się na wykorzystanie okazji wzbogacenia się nie do końca zgodną z prawem przez nich strzeżonym metodą. No służby po takim żarcie niezgodnym z obowiązującym aktualnie prawem latają jak kot z pęcherzem i szukają żartownisia, ale jak oceniać osiągnięty rezultat?
A czemuż to w oficjalnych środkach masowego przekazu tak mało informacji o Islandii? A tam chyba nikt terrorysty nie widział chyba, że w telewizji pokazującej materiały z zagranicy.
A co jeśli cały naród odbija się od muru obojętności i sięga po metody ostateczne? Jak wygra to wiadomo. Zwycięzcy nikt nie pyta. A w trakcie walki? Możemy się dokładnie przyjrzeć temu co się dzieje na przykład w Palestynie. Brytyjczycy doprowadzili do powstania państwa Izrael ale zapomnieli o miejscu dla Palestyńczyków-narodu, który zamieszkiwał te tereny przez kilka tysięcy lat. I kto słowo w ich obronie powiedział. Nawet jeden minister z państwa, którego rdzenny naród przez półtora wieku walczył o swoją wolność wstrzymał się od głosu kiedy rozpatrywano ich życiowo ważna sprawę. Co pozostaje wyrzuconym ze swojej ziemi? Zgłaszali się do kogo tylko mogli. I co? I delikatnie mówiąc do rymu. Swojego regularnego wojska mają mało, Środki masowej informacji należą jak by do przeciwnika. Mogą nadstawiać drugi policzek, ale trudno się dziwić, że kark ich boli od kręcenia głową.
Między osobnikami określanymi wdzięczną nazwą terrorysta trafiają się rzecz jasna osobniki po prostu chore psychiczne. Znany jest przypadek osobnika, który w ramach walki (ciekawe z kim albo czym on chciał walczyć tym sposobem. Chyba mu szczaw z nasypu kolejowego zaszkodził) miał zamiar wysadzić pomnik niejakiego Ronsztejna znanego również jako Uljanow, a potem Lenin.
I kogo obchodzi pomnik Ronsztejna ale on to chciał zrobić jak w ramach jakichś tam atrakcji pod ten wytwór socrealizmu zwieziono dzieci szkolne. Jak znam życie żadne z tych dzieci dobrowolnie tam nie przyszło. Jak by to wyleciało w powietrze z całą pewnością nie jedno dziecko by ucierpiało. A wątpię żeby to były dzieci ówczesnej elity politycznej. Co on chciał osiągnąć? Kto go namówił? Kto mu dał materiały wybuchowe? Kto mu płacił?
Za taki wyczyn powinien do końca życia w zamkniętym i dobrze strzeżonym szpitalu psychiatrycznym podłogę szczotką do zębów szorować ubrany w dobrze skrojoną kamizelkę z długimi rękawami.
A imaginujcie sobie państwo nie dość, że go wypuścili to jeszcze za bohatera uchodzi i na świeczniku stoi. I to nie w szpitalu dla bardzo, bardzo nerwowych.
No ale o tym że terrorystów się majstruje w miarę potrzeb i kto to robi już wiemy.
Owocnych przemyśleń szanowni czytelnicy.