Jak powiedział Włodzimierz Ilicz Lenin, parafrazując wcześniejszego myśliciela:
„wojna to przedłużenie polityki klasy panującej tylko innymi środkami”
Warto zatem się przyjrzeć po co się taką wojnę robi. Są trzy podstawowe cele:
- zniszczenie pewnej ilości sprzętu to jest uniknięcie kosztów utylizacji i stworzenie konieczności zakupu nowego unowocześnionego co napędza gospodarkę
- pozbycie się nadmiaru bezrobotnych oraz osobników niewygodnych, których można powołać do wojska i gdzieś posłać byle dalej, a może już nie wrócą
- zdobycie źródeł surowców, nowych terenów, taniej siły roboczej i środków produkcji
Do prowadzenia wojny potrzebne są z kolei trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze To z kolei powiedział Napoleon.
Zwykłemu szaremu człowiekowi wojna jeszcze kojarzy się z rzucaniem bomb, strzelaniem, etc
Tymczasem mając na widoku określone cele i biorąc kartkę papieru, a może komputer zaczynamy liczyć ile co kosztuje.
Żeby prowadzic wojnę w starej formie trzeba wyszkolić i wyposażyć wojsko, każdy żołnierz musi się urodzić, trzeba go wychować, a to trwa i kosztuje, trzeba wojsko ubierać, karmić, wozić, leczyć rannych, chować zabitych wypłacać zasiłki dla wdów i sierot, renty inwalidom, broniący się zawsze coś ze sprzętu zniszczą, no a po zakończeniu działań wypadało, by coś tam odbudować jak ma się nadawać do użytku.
Zawojowaną ludność trzeba utrzymywać w ryzach, a ona szkodzi i to znów koszty.
Jak się to wszystko podliczy bardzo dużo wychodzi.
A teraz weźmy otrzymaną w toku powyżej opisanych wyliczeń kwotę, która nam wyszła i zaczynamy działać innymi metodami. Wykupujemy wroga.
Zamiast kupować czołg – około 20 mln EUR sztuka zapłacimy trochę gratyfikacji po 100 tys. EUR tym, którzy pomogą nam nabyć za bezcen to co nas interesuje i mamy nie rozbite. Ludzi nie trzeba pilnować, bo pracują w naszej firmie i cieszą się że mają pracę. Pchają się drzwiami i oknami jeden przez drugiego. Nie szkodzą nic nie zepsują, a miejscowa władza ich pilnuje. Ponieważ władza ma pieniądze w naszych bankach mamy ją w ręku, bo jak wykona jakiś ruch, który nam się nie spodoba to straci swoje zasoby, albo odzyska po latach znikomy procent. Nikt na wykupującego nie wiesza psów, bo nie jest żadnym agresorem, a biznesmenem.
A jak się miejscowa ludność zanadto rozpleni, albo mamy jej dość, to zaczniemy im dostarczać żywność modyfikowaną genetycznie, trujące leki, szkodzące kosmetyki i środki higieny, środki przeciw bólowe po których osobniki nie czują, że coś złego się w organizmie dzieje, a jak pomimo najsilniejszych środków zaczną czuć ból to już im nic nie pomoże. Rozłożymy prawo żeby aborygeni nie mieli jak dochodzić swoich praw. Sprowadzimy szkolnictwo do poziomu nauki religii i liczenia do 100. No może jeszcze nauki czytania i pisania. Popierajmy wszelkiej maści mniejszości i dajmy im prawa większe od praw rdzennej ludności żyjącej normalnie. Doprowadzimy służbe zdrowia do ruiny po co się mają leczyć. Wmówimy im ze ich kultura jest głupia i prymitywna. Położymy łape na środkach masowego przekazu i będziemy im wmawiać co chcemy. Całkiem pokojowo. Wprowadzimy swoje standardy odpowiadające naszym potrzebom. Co lepiej wykształcone jednostki wyjadą, albo zatrudnimy je u siebie i mamy kadry przygotowane za darmo. Nie jest źle wykupić banki i omotać ludzi kredytami, które z góry wiemy, że nie zostaną spłacone. Wtedy już po spłaceniu w sporej części kredytu zmienimy warunki i przejmiemy wszystko przez armię komorników i egzekutorów. To działa na kilka pokoleń do przodu jak się dobre przepisy wylobbuje. I żadna Organizacja Narodów Zjednoczonych nie będzie na nas krzywo patrzyła. Wszystko w majestacie prawa. Zawsze jakiegoś, który zacznie krzyczeć możemy ogłosić terorystą albo miejscowa policja znajdzie u niego narkotyki. Zawsze da się znaleźć to co się przyniosło. Zawsze należy wykorzystać jakieś fakty na swoją korzyść, a jak nie ma faktu to go stworzymy. Jak broń masowego rażenia w Iraku.
I to wszystko będzie taniej i mniej kłopotliwe, a co najważniejsze będzie to mniej źle widziane przez „społeczność międzynarodową” niż rzucać bombami i latać po polu w hełmie na głowie.
Ten tekst można uzupełnić nieskończoną ilością domysłów, pomysłów i hipotetycznych sytuacji ale szkielet pozostanie zawsze ten sam.
Czytając powyższy tekst należy się zastanowić czy przypadkiem nie jesteśmy w stanie niewypowiedzianej wojny.