Odkąd „zniesiono” kolonializm i „zdelegalizowano” niewolnictwo ludzkość wylała sporo atramentu żeby nieuświadomionym wpoić, że już nie są i nie mogą być niewolnikami.
Pięknie. A teraz zastanówmy się kto to jest niewolnik. No najbardziej ogólnie to takie stworzenie, które chcąc nie chcąc musi wykonywać jakąś pracę na rzecz pana.
I tu zaczyna się problem i to o dziwo pana. No bo jeden niewolnik umie tańczyć inny śpiewać jeszcze inny naprawić coś tam, a inny malować czy rzeźbić. Każdy taki w czym poza swoją dziedziną jest kiepski jak by go kijem nie tłuc poza swoją dziedziną mało do czego się nadaje.
To co sprzedajemy jednego i kupujemy innego? No straszny kłopot. A co zrobić żeby mieć na skinienie różne talenty, a ich nie kupować. Jak to mówią po co nam krowa jak chcemy szklankę mleka.
To może będziemy „wynajmować” takich niewolników, którzy muszą świadczyć na rzecz swojego pana i przynosić mu środki obrotowe zwane popularnie „pieniądze”.
Nasi niewolnicy będą nam przynosić środki obrotowe wykorzystując swoje talenty tam gdzie inni chcą i potrzebują zamiast nieudolnie coś tam modzić nie w swojej domenie.
A za to co nam przyniosą my sobie zafundujemy co tylko chcemy.
Ale jak to zrobić? Proste. Zniewolić ich ekonomicznie. Zmusić do płacenia za wszystko i wymyślić mechanizm, który spowoduję, że będą na nas pracować chcą czy nie chcą ponad siły. Zostawiać tylko odrobinę na pokrycie swoich potrzeb. Ale za mało.
Rozwiązanie okazało się to banalnie proste. Wystarczy zaburzyć proporcje między realną wartością, a ceną. Wówczas każdy komu otrzymywanego wynagrodzenia nie wystarczy na pokrycie podstawowych potrzeb będzie pędził za lada groszem jak ten pies do kiełbasy na sznurku, którą pan trzyma mu na wędce przed nosem ale tak daleko żeby nie dosięgnął.
Z czego uczynić kiełbasę. Ze wszystkiego co jak będziemy od rana do nocy wmawiali „musi mieć” i co można kupić za „pieniądze”. No ale pieniędzy z regularniej, uczciwej pracy nie wystarczy bo tak ustawiliśmy proporcje. Osobnik rwie sobie włosy z głowy, miota się.
I tu pojawiają się nasi naganiacze.
My damy ci dzisiaj pieniędzy, a ty nam jakoś tam oddasz.
Otumaniony osobnik nie do końca przeczyta cyrograf jaki mu podsuwamy i już mamy jego, jego żonę, dzieci i innych spadkobierców.
Od chwili podpisania paktu jesteście własnością banku lub innego wierzyciela.
A co za sztuka sporządzić cyrograf tak, żeby „dłużnik” nigdy nie miał możliwości się wypłacić.
A jak by się już zbliżał do wykupienia z naszej niewoli to coś tam wykombinujemy. Podniesiemy oprocentowanie, zmienimy kurs waluty na wygodny dla nas, albo wprowadzimy jakiś współczynnik, na który pomnożymy kwotę pozostałego do spłacenia długu. No przecież nie odpuścimy kury, która znosi złote jaja.
Pozostaje jeszcze jeden kłopot. Trzeba namówić lokalną władzę, żeby wprowadziła odpowiednie regulacje prawne pozwalające nam ścigać „dłużnika” do grobowej deski i nawet trumnę jego wnukom zająć. No, a jak nam się nie chce w to bawić to sprzedać jego dług wraz z nim bez jego wiedzy i zgody jak nie przymierzając świnię na targu.
A niech się inni też pożywią.
I wtedy nasi poddani niosą każdy zdobyty grosz do naszej kieszeni, a ci którzy ich zatrudniają i im płacą mogą dociskać śrubę bo co taki zrobi jak straci źródło środków obrotowych?
No i trzeba rozwiązać jeszcze jeden problem. Zrobić tak, żeby niewolnicy się nie zmówili i nie urządzili jakichś awantur. W tym celu skłócamy ich w myśl starej zasady dziel i rządź, niszczymy wszelkie organizację albo urządzamy im nasze tak działające żeby każda inicjatywa niewolników przepadała już na starcie i staramy się żeby niewolnicy nigdzie się nie gromadzili. No chyba, że w naszych dyskotekach gdzie ich oślepiamy stroboskopem i otumaniamy dźwiękiem.
Każdy komu przyjdzie do głowy wziąć od banku choćby jeden grosz w jakiejkolwiek formie powinien sobie zdawać sprawę z mechanizmów i konsekwencji. Do chwili podpisania cyrografu jest wolny. No i życzę żeby pozostał wolny do końca jak najdłuższego, szczęśliwego życia.