Aby skutecznie kierować ludźmi na jakimś terytorium aparat ucisku i przede wszystkim wyzysku zwany pospolicie „państwo” musi kierować podległymi obywatelami. Sprowadza się to do manipulowania nimi.
Państwo „demokratyczne” ogłasza, że jest „praworządne”. Ustanawia zatem stosowne przepisy – prawa w praktyce chroniące przede wszystkim interesy aparatu i urzędników egzekwujących przestrzegania tych „praw”. Służą one do bardziej skutecznego manipulowania ponieważ dopuszczają możliwość interpretacji w każdym przypadku indywidualnie i inaczej. Takiej możliwości nie daje prawo ustanowione na podstawie precedensów. Bo niby dlaczego w identycznym przypadku jeden ma być traktowany inaczej niż drugi. W końcu głosimy równość wobec prawa.
Aby prawo było szanowane i przestrzegane przez wszystkich, a przynajmniej większość członków społeczności musi być zgodne z ich odczuciem sprawiedliwości i obowiązywać na równi każdego bez wyjątku. Inaczej potrzebne są struktury stosujące przymus. A to zawsze powoduje kłopoty.
Jakiekolwiek wyjątki, niezależnie od przyczyn dla których zostały stworzone, prowadzą do demoralizacji społeczności i lekceważenia przepisów.
Jak z problemami „prawnymi” radzili sobie nasi praprzodkowie przed narzuceniem im chrześcijaństwa i „praw boskich”.
Słowianie budowali struktury ustawodawcze, wykonawcze i sądownicze oddolnie.
U podstawy tej piramidy było zgromadzenie pełnoprawnych mieszkańców kilku miejscowości (zazwyczaj 9) System rządzenia Słowian opierał się na „kupowym prawie”. Przedstawiciele wspólnot zbierali się „w kupę” i podejmowali stosowne decyzje oraz sądzili. Niszcząc system państwowości słowiańskiej z całym rozmysłem zdyskredytowano nazwę „kupa” jakie ma dzisiaj znaczenie wszyscy wiedzą.
Kim byli owi „pełnoprawni mieszkańcy”? Byli to mężczyźni po 50 roku życia, posiadający rodziny, zapewniający im godziwą egzystencję, prowadzący gospodarstwa, urodzeni i wychowani w jednej z miejscowości wchodzących w skład wspólnoty.
Wspólnoty przyjmowały przybyszów, gwarantowały im bezpieczeństwo ale nie dopuszczały do decydowania w swoich sprawach. Do tego mieli prawo tylko urodzeni na miejscu i znani ogółowi.
Zapewne zapis dotyczący miejsca urodzenia prezydenta Stanów Zjednoczonych jest echem tamtych zwyczajów.
Każdy mający prawo głosu musiał być znany w swojej miejscowości i okolicy i posiadać nieposzlakowaną opinię. Żadnych rozpasanych nie tolerowano. Rozpasany był to osobnik, który swoim postępowaniem doprowadził się do takiego stanu, że rozwiązał mu się w przytomności innych pas noszony na zewnątrz odzienia z obowiązkowym nożem. Każdy uznany za godnego do zsiadania w zgromadzeniu miał pod rygorem odpowiedzialności obowiązek stawiania się na każdym zebraniu.
Osobnicy z różnego typu przywarami nie posiadający rodziny ani własnego majątku nie byli uznawani za godnych zajmowania się sprawami wspólnoty. Było to ze wszech miar racjonalne.
Jak ktoś kto nie potrafi kierować swoim życiem, rodziną i majątkiem może mieć pojęcie o kierowaniu sprawami wspólnoty.
I tu ciekawe do czego doprowadzono mieszkańców ziem polskich skoro w naszych czasach ktoś kto nie ma konta w banku, nie zdobył prawa jazdy, nie ma rodziny i rządzi kotem jest dopuszczony do kierowania sprawami nas wszystkich. W dodatku są tacy, którzy go poważnie traktują.
Każdy mieszkający, a nawet przebywający na terenach obejmowanych jurysdykcją wspólnoty miał prawo przyjść na posiedzenie tegoż zgromadzenia i zostawał wysłuchany. Zwyczajowo nie wolno mu było przerwać wypowiedzi.
Kobiety nie zajmowały się sprawami wspólnoty w takim sensie jak podejmowanie decyzji. Każda jednak miała prawo przyjść i przedstawić swój problem, a dalej zajmowała się nim rada.
Podjęte przez zgromadzenia postanowienia były zapisywane i przechowywane. Swoją drogą ciekawe gdzie się cała ta dokumentacja podziała?
Prawo miało charakter precedensowy. Zgromadzeni radzili tak długo aż znaleźli rozwiązanie, które było zaakceptowane przez wszystkich biorących udział w radzie.
Nie było możliwości zlekceważenia wyroku wydanego przez zgromadzenie. Wszyscy razem i każdy z osobna ponosili odpowiedzialność za podjęte decyzje i wydane wyroki, a także za ich wykonanie.
I znowu należy się zastanowić jak doszło do tego że władza wydaje jakieś rozporządzenie i nie odpowiada w żaden sposób za skutki podjętych decyzji, a sąd nie ponosi żadnych konsekwencji ani za wydawane wyroki ani za swoje pomyłki.
Z tych zgromadzeń u podstawy piramidy władzy wybierano przedstawicieli do władz wyższych.
Setników, tysiączników i tak do samego władcy.
Nawet najwyższy przedstawiciel nie miał wcale władzy absolutnej, a każde jego postanowienie musiało przejść przez rodzaj opiniowania wszystkich. Musiał też otrzymać od zgromadzenia glejt na rządzenie. Bez takiego glejtu był zwykłym członkiem społeczności i miał takie prawa jak każdy uznany za „zdolnego do czynności prawnych”.
To skutecznie uniemożliwiało podejmowanie niekorzystnych dla wspólnoty decyzji. Stąd też zapewne wywodziło się prawo weta.
Tak było kiedy osoby wybrane przez społeczność miały za zadanie zajmowanie się sprawami tej że społeczności z należytą starannością, utożsamiały się z ze swoimi współobywatelami, robiły to uczciwie i wiedziały co to znaczy odpowiedzialność za swoje czyny przed swoim ludem.
Porównajmy to z sytuacją w naszych czasach kiedy osobnicy, kandydują na stanowisko posła czy senatora do parlamentu z miejscowości gdzie nikt o nich nie słyszał. A co do ich opinii to wszyscy wiemy jak bywa.
I nie ma sposobu żeby osobnika, który się dostał na stanowisko dzięki ze wszech miar zagmatwanej metodzie liczenia i przejmowania głosów, czyli mówiąc krótko przelazł pod poprzeczką, pozbawić mandatu. A o pociągnięciu do odpowiedzialności nie może być mowy.
Tu w pełni mamy zastosowaną zasadę: „nie sądź nie będziesz sądzony”. Jak dotąd udało się tylko na Ukrainie wyrazić wdzięczność imć Tymoszenko. I patrzcie państwo jak wszyscy latają jak kot z pęcherzem. A sprawa prosta. Chodzi o niezwykle niewygodny precedens. Jak się tak inni napatrzą…
Organ ustawodawczy w Polsce nie czuje się w żaden sposób odpowiedzialny za skutki przyjmowanych ustaw, a przed wdzięcznością jaką lud by chciał im wyrazić broni się różnymi metodami. No bo wreszcie powiedzmy sobie, że sytuacja ekonomiczna i polityczna państwa i obywateli jest bezpośrednim wynikiem decyzji przyjmowanych w różnych formach przez ekipę u władzy. Upadłe przedsiębiorstwa, bezrobocie, zadłużenie, rozłożona służba zdrowia, stan i poziom edukacji, masowa emigracja i reszta nie spadły na nasz naród z nieba jak plagi egipskie. Doprowadziły do nich złe decyzje. I kto, kiedy za to odpowie? A kiedyś władze wyznaczane przez wspólnotę rozumiały i czuły odpowiedzialność za swoje czyny. Ale kto się odważył to powiedzieć?
Jak tak dobrze się przyjrzeć przemianom prawnym po 1989 roku to mają jedną wspólną cechę Konsekwentne zrzucanie jakiejkolwiek i za cokolwiek odpowiedzialności z „władzy”
Wszystko dzieje się samo z bliżej nieznanych nikomu przyczyn. No może jakieś krasnoludki.
A najlepiej „komuna i komuchy”. Gdzie oni są i skąd się jeszcze biorą to tajemnica państwowa.
Ponieważ jak dotąd jako zapisy dotyczące systemu władzy i prawodawstwa pośród Słowian zostały udostępnione tylko fragmentarycznie, a historia, której nas uczą została spisana przez urzędników obcego mocarstwa – Watykanu w określonym celu i na zamówienie nie wiemy kiedy ten system na terenie obecnej Polski został ostatecznie zniszczony.
Najbliżej i najdłużej zachował się jako „kupowe prawo”, „prawo ziemskie” i „kręgi kozackie” na Białorusi, Ukrainie i w Rosji. Obecnie następuje jego powolna i żmudna reaktywacja.
Podkopanie opisanego systemu pozwoliło rozłożyć organizacje państwowe i doprowadzić do możliwości podejmowania niekorzystnych dla rdzennej ludności decyzji oraz panoszenia się „chwilowych Polaków”, którzy skądś przyszli wykorzystali wszystko co się da, a jak przestało się podobać albo opłacać poszli dalej. Pozwoliło także wepchnąć się okupantom na preferencyjnych zasadach i uzyskać od niezależnego władcy, którego władza pochodziła od Boga korzystne przywileje w zamian za obietnice bez pokrycia typu trafisz do raju. Ale po śmierci. Tam ci będzie dobrze ale nikt tego nie może potwierdzić, a reklamacji nie przyjmujemy.
Można poważnie wątpić w to czy wspólnota kierująca się swoimi interesami udzieliła by obcym takich przywilejów. A jeden w taki czy inny sposób „przekonany” watażka dał.
Po skutecznym rozłożeniu systemu regulującego stosunki i władzy Słowian podsunięto im kodeksy i inne przepisy zwane jako całość „PRAWEM”. Zasady tego „PRAWA” niekoniecznie były zgodne z systemem wartości Słowian.
X X X
Przyjrzyjmy się zatem jakimi te prawa są. Po co je przyjęto i kogo i w jakim stopniu obowiązują.
Przepisy powinny być „symetryczne” to jest każdy kto ma prawa musi mieć stosowne obowiązki i ponosić odpowiedzialność za swoje czyny. No ale skoro osoby z założenia mające być stróżami prawa muszą ukrywać twarze.
Postarajmy się zdefiniować pojęcia. Co rozumiemy przez „odczucie sprawiedliwości”
Każdy popełniony czyn ma swoje przyczyny i skutki. Dla osób w jakikolwiek sposób biorących udział w zdarzeniu największe znaczenie ma skutek.
No ale jak już zauważyliśmy wcześniej wszelkie kodeksy są po to żeby można je było „interpretować” zgodnie z potrzebą chwili. A potrzeby bywają różne. Czasami trzeba nawet sięgnąć po pomroczność jasną.
Zacznijmy od samej góry. W czasach, w których żyjemy podstawą wszelkiego prawa jest konstytucja. Żaden przepis nie może stać ponad konstytucją i pozostawiać w sprzeczności z dokumentem podstawowym. Postarajmy się zatem znaleźć stosowny zapis w konstytucji RP.
Mamy zapis o tym, że władzą najwyższą jest naród, który wybiera swoich przedstawicieli?
Ale żeby się naród mógł zebrać to stosowną zgodę powinien wyrazić urząd, a żeby naród mógł wystąpić z jakimś wnioskiem to musi się zarejestrować w urzędzie. Zwykłe zgromadzenie nawet za spisanym protokołem nie wystarczy. Widzicie Państwo sedno?
Lektura konstytucji będzie dla każdego niezapomnianym przeżyciem. Dowie się jak mniej więcej powinno wyglądać jego życie uregulowane przez ten dokument. Zapewniam wszystkich zainteresowanych, że porównanie z obowiązującymi przepisami szczegółowymi i rzeczywistością będzie bolesne.
A już całkowicie odradzam powoływanie się na konstytucję w sądzie. Możecie zostać oskarżeni o usiłowanie zabójstwa. Sędzia może pęknąć ze śmiechu.
Ciekawym jest fakt, że dwa państwa na świecie nie posiadają konstytucji. Wielka Brytania i Izrael. Pytanie dlaczego?
Z przyczyn politycznych organy ochrony prawa dbają o interesy przestępcy najczęściej tak zwanego lumpa zamiast chronić pokrzywdzonego najczęściej uczciwego obywatela, płatnika podatków. I tu widać kto jest ważniejszy dla systemu. Wiadomo kogo taniej jest przekonać.
Może ktoś wie dlaczego jak ktoś otworzy bez upoważnienia drzwi i ukradnie jest traktowany inaczej i uznawany za mniej winnego niż ten, który wytrychem otworzy zamek i ukradnie?
Odcięto ogromną ilość obywateli od dostępu do sprawiedliwego procesu podnosząc wpis sądowy.
Na skutek lobbingu banków etc wprowadzono tak wysokie koszty ogłoszenia upadłości obywatelskiej, że nikogo kto rzeczywiście powinien ogłosić upadłość, bo go przez dokładnie przemyślaną strategię zniszczono, nie stać na przeprowadzenie takiego postępowania. A jaki sąd palcem kiwnie bez otrzymania przedpłaty za swoje działania? A jak nie ogłosił upadłości to mu można słoiki z grzybami zająć na poczet długu, a i gumkę w majtkach jego spadkobiercom. Ogłoszenie upadłości stawia tamę takim praktykom.
A procesy sądowe? To dopiero ciekawostka. Zgodnie z konstytucją każdy ma prawo do sprawiedliwego procesu i w związku z tym powinien być obecny na procesie i ma prawo być wysłuchany.
I tu wkracza wręcz komiczny przepis o doręczeniu. Otóż za doręczony uważa się dokument wysłany na jakiś adres po dwukrotnym awizowaniu. A jak ktoś wyjechał na więcej niż miesiąc. Był w szpitalu, w delegacji, na wycieczce ponad 4 tygodnie i nie odebrał.
Zostaje wydany przez sąd wyrok de facto zaoczny. Wysyła na jakiś adres wyrok, który znowu nie zostaje odebrany bo adres podany przez powoda jest „jakiś”. A często powód celowo podaje lipny adres. Uprawomocniony wyrok trafia do egzekutora i co? Zaoczny wyrok zostaje wykonany bo egzekutorzy znajdują swoimi sposobami osądzonego. (Sąd z całym aparatem, który ma do dyspozycji nie mógł się pofatygować i znaleźć pozwanego żeby doręczyć pozew). Kiedy faktycznie pokrzywdzony w imieniu prawa po latach zdoła udowodnić że miał rację nikt nie ma obowiązku przywrócenia stanu sprzed wykonani wyroku obciążającego wadą.
Ostatnie eksperymenty z dostarczaniem pism sądowych za pośrednictwem sklepików i kiosków to kolejna odsłona tego samego spektaklu na scenie resort „sprawiedliwości”. Właściwie powinien to być resort „prawa”. To bliższe rzeczywistości.
A jak traktować możliwość spędzenia przez nic nikomu niewinnego obywatela lat w więzieniu pod pozorem areszt tymczasowy?
Jak prokuratura za trzy miesiące nie daje rady sporządzić aktu oskarżenia i dostarczyć go do sądu to najprawdopodobniej nigdy go nie sporządzi.
Pozwalam sobie przypuszczać, że występuje się o areszt tylko mając solidną podstawę, a nie zamyka kogoś i szuka dowodów. Zatem o ewentualne przedłużenie aresztu prokurator powinien występować do sądu okręgowego, a o następne już do najwyższego. Wszyscy, którzy choćby na chwilę przyczynili się do wsadzenia niewinnej osoby do więzienia powinni tracić prawo wykonywania zawodu na co najmniej 5 lat i jeśli chcą wrócić do zawodu powinni zdawać od nowa wszystkie egzaminy. Jak kierowca w niektórych przypadkach. Chociaż wyczyny kierowców bywają mniej szkodliwe.
Kolejne zagadnienie to skąd wszyscy prywatni egzekutorzy biorą dane osobowe chronione stosowną ustawą. Mają do nich dostęp określone służby ale nie prywatne firemki. Kto i na jakich zasadach przekazuje takie informacje? Pewnie kolejki do wróżek składające się z egzekutorów i prywatnych detektywów mocno się wydłużyły.
Sąd Najwyższy wydał wyrok o możliwości przekazywania danych osobowych tym samym „uchylając” całą ustawę. Po co nam takie przepisy? I dlaczego komisja pod wodzą posła Palikota jeszcze nie doprowadziła do jego zarchiwizowania w koszu na makulaturę?
Prawo przyjęte ostatnio w Polsce chroni urzędnika starannie pozbawiając go odpowiedzialności za jego działania.
Za „obrazę” urzędnika na miejscu pracy grozi odpowiedzialność karna.
Urzędnik, który ewidentnie kpi z obywatela, nic nie robi albo wymusza łapówkę za nic nie odpowie. Komu to służy?
W Polsce nie istnieje w systemie „ochrony prawa” pojęcie „obrony koniecznej” przed wszelkiej maści urzędnikami.
A wystarczy poczytać prasę, posłuchać radia i pooglądać telewizję żeby się dowiedzieć ile przypadków naruszenia prawa przez osoby „zaufania publicznego” ma miejsce. A publikowana informacja to czubek góry lodowej.
Wszystko wyżej opisane i wiele ponadto służy skutecznemu manipulowaniu obywatelem.
Taki ganiany (przez osoby zatrudnione za nasze podatki) od drzwi do klamki obywatel w końcu da się otumanić i zmanipulować. A przecież o to chodzi.
Wszyscy słyszą od rana do nocy, że mają płacić uczciwie składki i podatki. Mamy chmary urzędników i funkcjonariuszy, którzy mają pilnować przestrzegania tych obowiązków i nikt nigdy nie słyszał o jakimś łapserdaku, który bu odpowiedział za zmarnowanie naszych wspólnych pieniędzy. Urzędnicy dostają nagrody „za dobrą pracę” Pytanie gdzie są efekty?
Liberaści wszem wobec i każdemu z osobna tłumaczą, że skończyło się „państwo opiekuńcze” i każdy ma sam za siebie odpowiadać ale nie mówią dlaczego my mamy się tym państwem opiekować i utrzymywać je z naszych podatków. Dziwią się, że rośnie szara strefa gdzie ludzie zajmują się swoimi sprawami dążąc do utrzymania siebie i swoich rodzin na godnym poziomie, zamiast wspierać różne pasożyty społeczne.
Powinniśmy ogłosić że skończyło się „społeczeństwo opiekuńcze”.
Zacznijmy się organizować i egzekwować „dobrą pracę” od urzędników, których zatrudniliśmy. Zacznijmy ich rozliczać. Ich i tych, którzy pozatrudniali niekompetentnych pociotków i kumpli.
Pora wrócić do rządzenia naszymi sprawami przez nas samych. Stulecia wmawiania nam, że nic od nas nie zależy, ze najwyższy wszystkie problemy rozwiąże, a my mamy pokornie czekać bo albo spotyka nas kara albo najwyższy wypróbowuje nas dały efekty. No ale jak by mamy XXI wiek i warto się otrząsnąć jak kura z wody.
Całkowicie niezrozumiałym zagadnieniem jest fakt stawiania przez kierujących oddolnymi ruchami społecznymi postulatów z księżyca i brak umiejętności argumentowania.
Przykład pielęgniarek, które walczyły o swoje prawa.
Rzucano hasła typu „chcemy żyć godnie”.
A co to znaczy? To banał. A należało powiedzieć: zdrożało to, tamto i jeszcze owo. W związku z tym wzrosły moje koszty utrzymania. Moja praca jest droższa i będę ją drożej sprzedawała.
A problem z długością czasu pracy lekarza na dyżurze?
Ciekawe, że nikt nie przypomniał o wprowadzonych dla kierowców ciężarowych samochodów tachografach. One są po to żeby kierowca nie prowadził za długo i zmęczony ie powodował wypadków. A taki lekarz to może? Tak tylko po iluś tam godzinach to na monitorze ultrasonografu ciąży pozamacicznej od zapalenia wyrostka nie odróżni, a operowanemu cała tacę narzędzi w brzuchu zaszyje. Kto za to będzie odpowiadał. A tu przywódcy ruchu lekarzy opowiadają różności tylko jak by mało na temat. A to ludzie po studiach. To może im ktoś podsunął takie nieżyciowe tezy do wygłaszania żeby się ludzie po głowach pukali i nie rozumieli czego oni chcą?
Może oni są po prostu wentylem, przez który ma ujść para ze społeczeństwa?
Sądzę, że już opisane przypadki wystarczają żeby każdy myślący normalnymi kategoriami dostał zbieżnego zeza z radości.
Szanowni nie dajcie się zmanipulować i zachowajcie zdrowy rozsądek. Nikt as nie zmusi do głosowania na osobnika, który nigdy nie mieszkał w naszej okolicy, a zawsze możecie zebrać podpisy pod stosowną petycją i wezwać swojego „przedstawiciela” na dywanik.
Zacznijmy się organizować przyjmując za wzór to co wypraktykowali nasi dalecy przodkowie.
Efekty będą zaskakująco korzystne dla wszystkich zainteresowanych. Przyszłość nasza i naszych potomków zależy od tego co dzisiaj zrobimy.
Pamiętajmy, ze jesteśmy tu i teraz i żadne obietnice na dobrobyt po śmierci nie powinny nas mamić.
A pozwolę sobie przypomnieć, że dzięki obowiązującemu prawu na naszej śmierci nie jedna instytucja nielicho zarabia.
A jak Wam ktoś będzie opowiadał ciekawostki i przekonywał, że to co tu napisane to nieprawda bo nieprawda i coś takiego nie ma miejsca bo nie może mieć miejsca to pamiętajcie, że największym osiągnięciem diabła jest przekonanie ludzi że on nie istnieje.