Przez wieki uczyniono wiele, żeby wmówić ludziom zamieszkującym tereny Polski, że nic od nich nie zależy, o wszystkim decyduje „BÓG”, a co za tym idzie co poniektórzy uznali, że nie są za nic odpowiedzialni.
Pojawiła się kasta takich, którzy kręcili lody na pośrednictwie między Bogiem, a mieszkańcami Ziemi. Ogłosili, że bez nich istota wyższa nie będzie jakichś tam skomleń słuchała, a tylko oni mają monopol na skuteczne zanoszenie próśb.
Swoją drogą trzeba mieć tupet, żeby patrząc w niebo i widząc miliardy planet, którymi Istota Wyższa się zajmuje zamiast zająć się samemu swoimi sprawami marudzimy żeby ktoś taki rozwiązywał nasze problemy.
W końcu siedzimy na jakimś okruchu skały latającym w przestrzeni kosmicznej, a w tym czasie gdzieś mogą być zagrożone całe układy planetarne.
Ale za rezultaty pośrednicy żadnej odpowiedzialności nie ponoszą jakoż i za spowodowane przez istotę wyższą szkody na przykład uderzenie pioruna czy trzęsienie ziemi również nie odpowiadają.
No i tak to się zaczęło.
Po zniszczeniu organizacji społecznej Słowian gdzie każdy biorący udział w kierowaniu sprawami wspólnoty czuł się odpowiedzialny za skutki swojej pracy.
Żaden kacyk, którego władza „pochodziła od Boga” nie uważał za stosowne przemyśliwać jakie będą w dłuższym przedziale czasowym konsekwencje realizacji jego pomysłów.
Przykładem mogą być przyjęcie chrześcijaństwa, wpuszczenie krzyżaków czy różnych mniejszości narodowych oraz nadanie im przywilejów ponad uprawnienia rdzennych mieszkańców.
Ciekawe co kierowało podejmującymi takie decyzje.
Rezultaty wyżej wymienionych pomysłów są powszechnie znane.
A co mamy w dzisiejszych czasach.
Osoby, które kierują naszymi sprawami, a dorwały się do swoich funkcji w wyniku manipulacji zbiorową świadomością poprzez przedwyborcze obietnice bez pokrycia i kreatywnego licznie głosów wyborców w żaden sposób nie przyznają się do tego, że wszystko co mamy jest pochodną przyjętych przez nich decyzji. Ustawowo zabezpieczyły sobie bezkarność. Wmawiają nam że gdyby nie owa bezkarność to nie mogli by podjąć żadnego działania. No bali by się odpowiedzialności.
To niech idą zamiatać, albo rowy kopać. Tam mniejsza odpowiedzialność.
Ciężko taką osobę trzymającą się koryta pociągnąć do odpowiedzialność za naszkodzenie w państwie. Gdyby tak naszkodziły we własnej spółce z ograniczoną odpowiedzialnością prokurator by ich pozamykał.
No bo tak jakoś jest, ze każda przyczyna ma swój skutek.
Jak się zlikwidowało miejsca pracy to będzie bezrobocie. Jak będzie bezrobocie to nie będzie składek na emerytury, a ludzie bez pieniędzy nie pójdą kupować bo za co i nie będzie wpływów do budżetu z podatków.
Ale ludzie chcą, a nawet niektóre rzeczy muszą mieć – zatem kupić. I co zrobią? Ano ludzie pozadłużają się gdzie się da i będą ich ścigać sądy i komornicy, wyrzucać z mieszkań, zabierać gacie, grzyby w słoiku, które na wypadek głodu zachomikowali i tak dalej i tym podobne.
A co dalej???? No przecież oni się napracowali.
Chyba najbardziej zainteresowani o tym nie myślą bo jak by wybrali ich na 4 lata.
Na tyle może jakoś starczy jak nie to zepchniemy na poprzedników, a tamtych komu będzie się jeszcze chciało szukać.
Po nas choć potop. Dalej wesoło rżniemy gałąź, na której siedzimy i nie zauważyliśmy, że jak już dorżniemy to zlecimy. A upadek będzie bolesny.
No i tak od góry do dołu.
Każdy, kto coś tam robi zamiast myśleć o tym czemu jego praca służy i jakie pożytki przyniesie społeczeństwu, wspólnocie, rodzinie, a w końcu i jemu, pracuje na pełnych obrotach.
Najczęściej zapomina odpuścić sprzęgło i pojazd stoi.
Nawet mnie to nawet nie dziwi bo większość instrukcji tu dochodzących pochodzi z Ameryki, a tamtejsi są zbyt prymitywni żeby prowadzić samochód tak skomplikowany, że aż ma sprzęgło.
To i w nadsyłanych instrukcjach brak stosownego zapisu w tym zakresie.
Popatrzmy dookoła.
Ktoś wybudował kanały i wszystkie wyjścia czy wyloty są w jezdniach. Żaden wylot na poziomie asfaltu tylko w dziurze. Ale pracował.
Inny naprawiał pękniętą rurę. Rozkopał wszystko, zasypał byle jak i zostawił po sobie bałagan.
A niech się inni martwią. Ale on pracował.
Ktoś łapał złodzieja. Po drodze zniszczył parę samochodów i jeszcze komuś bogu ducha winnemu drzwi. A niech się martwi. A jak by coś to niech się sądzi. Sprawa wejdzie na wokandę za ileś tam. Może nie dożyje, a może sprawcy już będą pracowali gdzie indziej. Ale on się napracował.
Tylko komu taka praca przyniosła korzyści. Psu na buty.
Pięknie opisał taką historyjkę Tyrmand w książce „Zły”. Coś tam majstrujący na rusztowaniu partacze oblali przechodzącą dziewczynę jakąś zaprawą. Zrobili to złośliwie ale wiedzieli, że nikt ich nie ukarze bo jak? Przecież: „tu się pracuje”. To dookoła wszystko można rozwalić i jesteśmy usprawiedliwieni.
Szanowni czytelnicy, wykonując jakąkolwiek czynność weźcie pod uwagę, że nie żyjecie w próżni i każdy wykonany przez was ruch ma jakiś skutek. Postarajcie się wziąć to pod uwagę, a wszystkim nam będzie lepiej.