Polecam wszystkim zainteresowanym Tradycją tekst:
o Mocy PRZEWODNIKA autorstwa Nikołaja Szerstiennikowa pt:
Rosyjskie Reiki? Nie, to Słowiański Przewodnik.
Czym jest energia Przewodnika i skąd się ona wzięła? Jakie jest jej źródło?
Współczesna historia ujawnienia energii Przewodnika:
Nauczanie o Przewodniku odrodziło się stosunkowo niedawno. Skąd się pojawiło i jak się ma do nauk zaszyfrowanych w starożytnej wiedzy ezoterycznej?
Długo i bardzo dużo można mówić o Przewodniku, a i tak nic konkretnego się nie powie. Gdyż Przewodnik zdumiewa swoją zagadkowością, i nie da się go wyjaśnić kategoriami naszego materialnego świata. Jest bowiem przedstawicielem innych sił, innych struktur energetycznych, na temat których człowiek może tylko snuć domysły.
Wzmianki o Przewodniku pojawiły się pod koniec lat 90-tych dwudziestego wieku. Jednak niczego nie wyjaśniały, a jedynie pomagały zbliżyć się do niecodziennej, z niczym nieporównywalnej siły, którą człowiek może czerpać dosłownie „znikąd”. Przedstawiciele różnych nurtów potraktowali informację o Przewodniku jako modyfikację znanej wiedzy, jaką jest Reiki. I właśnie tymi, którzy jako pierwsi bezpośrednio doświadczyli jego siły byli, nie kto inny, tylko Mistrzowie Reiki. Mogli oni dzięki swej wiedzy ocenić możliwości Przewodnika, porównać je z najwyższymi inicjacjami Reiki.
Wszyscy byli jednego zdania: Przewodnik jest czymś bardzo szczególnym, niezwiązanym z Reiki. Wielka siła Przewodnika pomaga człowiekowi udzielać pomocy chorym i słabym, rozwiązywać sytuacje życiowe, porządkować wydarzenia i kierować nimi. Dlaczego jednak wiedza ta stała się znana dopiero teraz? I tu zaczyna się cały łańcuch zagadek, które mają głębokie historyczne korzenie.
Już z początkiem minionego wieku, w Moskwie, w trzewiach WCzK został stworzony dział, którym kierował Gleb Bokij.
( Wszechrosyjska Nadzwyczajna Komisja do Spraw Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem – w skrócie WCzK ) – taka nasza policja polityczna. Oficjalnie dział ten zajmował się zabezpieczaniem prac szyfrantów w armii i służbie dyplomatycznej. Natomiast o jego drugiej utajnionej roli mało kto się domyślał nawet w obrębie WCzK. Mianowicie zajmował się on studiowaniem zjawisk paranormalnych i sił pozaziemskich i próbował znaleźć ich zastosowanie dla celów rewolucyjnych.
Jednym z ważnych kierunków pracy było studiowanie „mierjaczenia” (zombirowanie) – osobliwego i niewyjaśnionego zjawiska, gdy większe grupy osób z niewyjaśnionych przyczyn nagle zaczynają zachowywać się niczym „zombi”. Wypełniali oni określone zadania według programu, którego celu nikt nie znał ani nie rozumiał. Należy zaznaczyć, że efekt „mierjaczenia” występował tylko na północy Rosji, w tundrach, wśród rdzennych mieszkańców tych terenów. Informacja o tym, że właśnie na północy zrodziła się potężna cywilizacja praludzi, nakręcała – umysły poszukiwaczy. Jednakże, aby to potwierdzić zabrakło niepodważalnych dowodów. Dlatego też legendy o wielkim państwie Arktyce, nadal pozostały legendami. Jednak pierwsze ekspedycje na północ, zorganizowane przez czekistów, dały nieoczekiwane rezultaty. Masowy efekt „zombi” został potwierdzony. Źródło wpływu nie zostało jednak odnalezione. Cele, które miało spełnić działanie „zombi”, również pozostały niejasne.
Podczas ekspedycji na północ, odkryto wiele śladów pozostawionych przez starożytną cywilizację. Ślady te wciąż istnieją, jednak uczeni nie kwapią się z ich badaniem.. To zrozumiałe. Ślady zagadkowej Arktydy, chociaż widoczne z daleka, ukryte są przed ciekawskimi, niepojętymi barierami energetycznymi. Wielu specjalistów, którzy badają archeologiczne fenomeny Północy, uważają, że rozmowy o arktycznej praojczyźnie ludzkości to mit, a bezpośrednie dowody na jej istnienie nie zostały odnalezione. Pomaga to siłom, które strzegą starożytnej wiedzy przed jej przedwczesnym rozpowszechnieniem się wśród ludzi.
Jedna z czekistowskich ekspedycji na północ natrafiła na zadziwiający fenomen. Pokazał go człowiek, którego miejscowi zwali „Wielkim Szamanem”. Dlaczego Wielkim? Rzeczywiście był ponad przeciętnego wzrostu, krzepkiej budowy ciała i rysami wyróżniał się od innych miejscowych. Jak wiadomo mieszkańcy tych terenów ze względu na budowę twarzy należą do rasy mongoidalnej. A „Wielki szaman” był typowym przedstawicielem rasy europoidalnej. Jasnoskóry, jasnowłosy.
Odpowiadał na pytania powoli, zawieszając każde słowo i nie spieszno mu było dzielić się z naukowcami swoją wiedzą. Jednakże coś tam udało się wyjaśnić. Wielki Szaman pokazał im dziwną rzecz.
Jeśli rozluźnionymi palcami dłoni namacać w przestrzeni niewidzialną szczelinę i zagłębić w nią rękę, to prawie od razu zacznie płynąc po ręku ciepło i fala ciepła zmienia się w gorąco. Następnie przenika do ciała, wypełni je i ściska za gardło. Prawie wszyscy członkowie ekspedycji doświadczyli tego efektu osobiście. Nikt jednak nie potrafił wyjaśnić, co dzieje się wtedy z człowiekiem. Wielki Szaman powiedział tylko, że wsunąwszy rękę w szczelinę przestrzeni, człowiek doświadcza kontaktu z siłą Przewodnika i napełnia się nią. Jednak, gdy człowiek nie jest gotów na jej przyjęcie, zaczyna go dusić.
Pewnego razu Wielki Szaman zademonstrował zadziwiające zdolności. Gdy otwarto jedną ze skrzynek z wyposażeniem ekspedycji, on wziął nie struganą deskę (od skrzynki) i zaczął ją głaskać. Dosłownie wpadł w trans. Siedział z zamkniętymi oczami, coś tam sobie podśpiewywał i głaskał szorstką powierzchnię deski dłońmi. Po dwóch godzinach deska była wypolerowana. Gołymi dłońmi Wielki Szaman przemienił zwykłą deskę ze skrzynki w oszlifowaną, gładką, gotową jak do wyrobu mebli.
Długo jeszcze próbowali wyjaśnić tajemnice „Wielkiego Szamana” członkowie ekspedycji, ale on milczał i rzadko udawało się usłyszeć od niego coś ciekawego. Pewnego razu, gdy podjęto decyzję, by wyprosić u Szamana, by powiedział wszystko, co wie – ten gdzieś przepadł. W przeddzień widziano go w osadzie, rozmawiano z nim, ale kiedy przyszli do jego chaty – była pusta. Ktoś podejrzewał, że odjechał w tundrę. Ale nie brakowało żadnego renifera. W końcu jakiś mieszkaniec wioski powiedział, że widział jak nocą Wielki Szaman odszedł do tundry. I wskazał kierunek. Zorganizowano pogoń. Grupa szła szybko i mogłaby dogonić Wielkiego Szamana w ciągu kilku godzin. Jednak nigdzie go nie było. Pogoń była w drodze cały dzień i pod wieczór doszli nad brzeg dziwnego bagna. Nie było go na mapach i nawet miejscowi nigdy o nim nie wspominali. A tu nagle na wiecznej zmarzlinie prawdziwe bagno. Na jego brzegu widniały ślady Wielkiego szamana. Jakby specjalnie je zostawił, by drażnić ludzi. Ślady mówiły, że Wielki szaman szedł przez bagno. Ścieżka, którą przebijał się przez bagno była wyraźnie widoczna i grupa poszła za nim.
Jednakże już po pierwszych krokach zaczęło się dziać coś dziwnego. Najpierw uczestnicy pościgu zrozumieli, że drepczą w miejscu. Niby szli szybko, ale do przodu przesunęli się zaledwie parę metrów. Wychodziło na to, że przebierają nogami w miejscu. Stanęli, więc w jednym miejscu i jednocześnie na sygnał zaczęli biec. W ten sposób zdołali przerwać zaporę.
Okazało się, że grupowy wysiłek może pokonać opór błota, a w pojedynkę każdy będzie dreptał w miejscu bardzo długo.
Dróżka wiła się między kępami i poszukiwaczom nawet wydawało się, że bagno zrobiło się bardziej suche. Grupa szybko przesuwała się na przód. W pewnym momencie dróżka omijała niewielki pagórek. I kiedy pierwsi skręcili za zboczem pagórka ci, którzy szli z tyłu zniknęli. Pozornie nic się nie stało tyle, że dziesięciu ludzi idących dróżką nagle zniknęło. Kiedy ci z przodu zorientowali się, było już za późno. Zostało ich tylko trzech. Tzrech osobników pośród wielkiego bagna. Pozostali jakby rozpłynęli się w powietrzu. Najpierw powstała panika, ale opanowali się i szli dalej. Po paru kilometrach zobaczyli coś dziwnego. Powierzchnia bagna zrobiła się jak spieczona od wielkiego upału glina. Twarda skorupa pokrywała trzęsawisko. Na tej skorupie widać było ludzkie ślady.
Najwidoczniej Wielki Szaman dotarł do skorupy i szedł po niej do centrum bagna. Ścigający podążyli za nim. I czekał na nich jeszcze jeden straszny prezent. Ledwo stanęli na twardą powierzchnię, kiedy stało się coś niesamowitego: jeden z nich nagle zniknął. Dopiero, co stał obok, a potem przepadł, jakby nigdy go nie było. Zostało dwóch, którzy kontynuowali pościg. Szli po twardej skorupie i czuli jak sprężynuje pod nogami. Poruszali się bardzo ostrożnie, żeby nie zniszczyć zapieczonej powierzchni. Kiedy przeszli około dwóch kilometrów, zobaczyli taki oto niepojęty obrazek. Nad bagnem górowała ogromna kula, wysokości mniej więcej czteropiętrowego budynku. Wyglądała na kamienną. Wokół kuli delikatnie świeciło się powietrze. Zdążyli jeszcze zauważyć, że otacza ich absolutna cisza. Nie było słychać śpiewu ptaków. Ani podmuchów wiatru, ani żadnego dźwięku. Żadnego ruchu dokoła. Tylko ogromna kamienna kula i kompletna cisza. Nie zrozumieli, co to za kula? Ślady Wielkiego Szamana zniknęły. Chcieli się dowiedzieć, co to jest? Jednak, gdy tylko spróbowali zbliżyć się do niej, coś się stało. Znaleźli się pośród tundry. Nie było błota, ani olbrzymiej kamiennej kuli. Byli sami pośród bezkresnej jednolitej tundry. Nie wiedzieli, dokąd iść, wszystkie punkty orientacyjne przepadły. Jednak te dwie osoby dotarły do osady, z której wyruszył pościg. Z osiemnastu ludzi wróciło dwóch. Opowiadali miejscowym o bagnie i kuli, ale ci wzruszali tylko ramionami. Pasterze reniferów wiedzieli, że w pobliżu nie ma żadnych bagien, i nigdy nie było. Tylko jakieś mgliste legendy o zadziwiającym kamieniu krążyły wśród miejscowych, ale większość uważał to za bajkę, więc nikt nie traktował tego poważnie.
Tak zakończyła się jedna z tajnych ekspedycji do tundry, zorganizowana przez groźne WCzK. Ci, którzy zaginęli, wszyscy się odnaleźli. Tych piętnastu ludzi, którzy znikli na początku drogi, w nieprawdopodobny sposób znaleźli się tysiące kilometrów, od miejsca poszukiwań, na Syberii, w leśnej głuszy krasnojarskiej krainy. Prawie tydzień przedzierali się przez las i kiedy dotarli do wioski, nikt nie uwierzył w ich opowieść. Nie uwierzyli w opowiadanie tych dwóch, którzy byli w centrum dziwnego bagna. Ich raporty uznano za ściśle tajne i trafiły do archiwum. Dalsze losy uczestników ekspedycji są smutne. Wszyscy, którzy byli przerzuceni przez nieprawdopodobną siłę do krasnojarskiej krainy, zachorowali i w ciągu dwóch lat zmarli. Dwóch, którzy dotarli do kuli, uznano za obłąkanych i skierowano na przymusowe leczenie w szpitalu psychiatrycznym. Los tego, który zniknął w pobliżu kuli jest nieznany. On nigdzie się nie pojawił i ślad po nim zaginął. Historia ta przez długi czas była objęta ścisłą tajemnicą, podobnie jak wszystkie, związane z badaniami zjawisk paranormalnych. Dzisiaj pojawiła się możliwość opowiedzenia jej dzięki temu, uchylona została kurtyna tajności dla badań z lat dwudziestych minionego wieku. Ale nawet teraz ludzie, wtajemniczeni w te sprawy wolą zachować milczenie, gdyż rozpowiadanie o nieprawdopodobnych wydarzeniach tego okresu wydaje się fantastyką, na którą nie ma ani udokumentowanych dowodów ani niczego, co by to potwierdziło.
Źródło tekstu:
Kurs Przewodnika 2005 – przepisał Grzegorz Skura