Samoregulacja psychoenergetyczna [PESR to skrót od PsychoEnergetycznej SamoRegulacji] nie zrodziła się w próżni.
U jej podstaw leżą ogromne pokłady wiedzy nagromadzonej przez ludzi. Zawarte są w niej elementy jogi, dawnych słowiańskich, chińskich, maryjskich i innych ludowych systemów uzdrawiania, jak również niemało samodzielnie opracowanych ćwiczeń i metod. PESR zaczyna się od elementarnych podstaw – nawyków kierowania swoim stanem przy pomocy rozluźnienia, spokojnego rytmicznego oddychania. Proste w wykonaniu, ale bardzo skuteczne, ćwiczenia te już na samym początku zajęć dają trwały efekt uzdrawiający.
Stopniowo ćwiczenia i metody stają się bardziej złożone, pojawiają się możliwości kierowania nie tylko stanami fizjologicznymi, ale i korzystnego wpływania na własne reakcje psychiczne. Wyjaśnijmy, co rozumiemy pod pojęciem poziomów subtelności w kierowaniu własnym samopoczuciem. Można na przykład, podregulować ciśnienie krwi wielokrotnie powtarzając słowne formułki. Do tej metody ucieka się klasyczny trening autogenny.
Bardziej złożony wariant treningu autogennego, a w ślad za tym i bardziej subtelne oddziaływanie, proponuje psychoneurolog A. M. Wasiutin, w swojej metodzie, którą nazwał “bioenergotreningiem”. Efekt terapeutyczny osiąga się w niej na drodze połączenia oddechu, żywych, malowniczych wyobrażeń i aktywnej wizualizacji. O metodzie tej można przeczytać w książce “Ekstrasensoryka:
konkretna, abstrakcyjna, intuicyjna” [Wydawnictwo Uniwersytetu Rostowskiego, 1990 r.].
Jeszcze bardziej subtelne i złożone metody samooddziaływania wykorzystują wyobrażeniowo-zmysłowe przeżycia człowieka, które wpływają na głębokie struktury organizmu i pozwalają dotrzeć do ukrytych przyczyn chorób.
JAK SIĘ TO ROBI?
Podstawowym instrumentem pracy w PESR jest wewnętrzne przeżycie albo doznanie. Jest zrozumiałe, że doznania powstające w procesie funkcji życiowych organizmu nie mogą zostać zbyt łatwo wykorzystane do wytworzenia nawyków samokierowania i samouzdrawiania. Ale możemy stworzyć w sobie cały bank modelowych doznań, które nie różnią się niczym od przeżyć wywołanych okolicznościami zewnętrznymi. Do wywołania takich przeżyć służy medytacja.
Medytację definiuje się na różne sposoby, w zależności od szkoły i typu nauczania. Ktoś rozumie medytację jako wyższą koncentrację na jakimś działaniu lub przedmiocie, a ktoś inny za prawdziwą uważa jedynie medytację bezruchu mentalnego, kiedy wszystkie wewnętrzne przeżycia człowieka zanikają, a on sam staje się jakby czystą świadomością, nie przywiązaną do swojej materialnej powłoki. Wszystko to jest prawdą, ale osiągnąć takie stany można jedynie po długich latach wytrwałego treningu. A dla nas ważny jest szybki i konkretny efekt – poprawienie własnego zdrowia.
Proponuję takie określenie medytacji: “Jest to stan wytwarzany przez naszą wyobraźnię, ale przeżyty przez nas realnie we własnych doznaniach”.
Zakładamy, że sugerując sobie obraz jabłka i osiągając zupełnie realistyczny obraz, chociaż nie zdołamy tym wyimaginowanym jabłkiem się nasycić, to zdolni jesteśmy wytworzyć specyficzne reakcje w organizmie, które odpowiadają procesowi trawienia, jak gdybyśmy jedli realne jabłko. Organizm podatny jest na takie “oszustwo” i reaguje na taką podnietę jak na zdarzenie realne…
Reasumując, możemy wytwarzać impulsy myślowe o różnej sile, z ich pomocą prowokować reakcje organizmu i, w zależności od stopnia wyrazistości obrazu, doznawać w pełni realnych odczuć.
Dla przykładu przytoczę taki przypadek. Na jednym z treningów robiliśmy mentalny masaż złogów tłuszczowych na brzuchu. W tym celu wyobrażaliśmy sobie, że każdemu w brzuch bije silny strumień wody, ugniata i masuje mięśnie tłoczni brzusznej, rozgania tłuszczyk. Jedna z uczestniczek zajęć wyobraziła sobie, że w jej brzuch bije strumień wody nie z węża ogrodowego, ale z hydrantu, a ona bohatersko stawia opór silnemu naporowi wody. Następnego dnia demonstrowała grupie sińce na brzuchu, które powstały w tych miejscach, w które, w jej wyobraźni, bił strumień wody. Taka jest siła autosugestii.
Praktykujący lekarze, w szczególności neuropatolodzy, znają wiele przykładów, kiedy pacjenci sami siebie uzdrawiali i odwrotnie – nadmiernie dramatyzując nad błahymi schorzeniami wpędzali siebie w ciężkie stany.
Stąd płynie wniosek:
autosugestia jest wielką siłą i dla własnego dobra trzeba nauczyć się nią władać. Ktoś może zaprzeczyć, powiedzieć że autosugestia jest dobra, kiedy w organizmie zachodzą określone zmiany funkcjonalne, jednak w przypadkach ciężkiej organicznej patologii autosugestia może tylko ulżyć w przebiegu choroby. Wszystko się zgadza i nie zgadza jednocześnie. Zaczniemy od tego, że nawet ulżenie w cierpieniu jest wielkim dobrodziejstwem.
Co do przyczyn zmian organicznych można powiedzieć, że owe zakłócenia w tkankach i układach powstają w wyniku głębokich niedociągnięć w pracy komórek tkankowych, molekuł i atomów. Z poziomu komórki albo molekuły, wszystkie zmiany, które w niej zachodzą, są zakłóceniami funkcjonalnymi. To, co my przyjmujemy za nieodwracalne zmiany organiczne, jest funkcjonalnym zakłóceniem na poziomie komórek, molekuł itd. To znaczy na subtelniej szych poziomach wzajemnego oddziaływania.
W kierowaniu procesami w tych subtelnych strukturach pomaga odpowiednio ukształtowane myślenie obrazowe, które pośrednio zmusza mechanizmy samoregulacji organizmu do wpływania na głębokie zakłócenie wzajemnych subtelnych oddziaływań. O efektywności takiego podejścia mówią także rezultaty zajęć. Ludziom udaje się za pomocą samo oddziaływania, uporczywego i precyzyjnie ukierunkowanego, uwolnić się od takich dolegliwości jak: kamica woreczka żółciowego, kamica nerkowa, nowotwory łagodne, osteochondroza, zapalenie korzonków nerwowych, zapalenie splotów nerwowych, itp.
Pomagają sobie również chorzy na astmę oskrzelową, niewydolność serca spowodowaną przyczynami organicznymi. Nie są to stwierdzenia gołosłowne. Wielu ludzi znajdowało się pod ciągłą kontrola lekarską w związku z chronicznymi chorobami. Po rozpoczęciu ćwiczeń i nastawieniu się na wyzdrowienie, osiągnęli w końcu swój cel.
Powszechnie wiadomo, że nawet w jednej trzeciej nie wykorzystujemy możliwości mózgu. Dlaczego więc nie nauczyć się wykorzystywać w swoim życiu chociażby połowy przepadających bezużytecznie możliwości!?
Zastanówcie się, dlaczego tak mało wiemy o sobie, o swoich ukrytych, potencjalnych możliwościach? Dlatego, że po prostu zatrzymaliśmy się na zwyczajowych płaszczyznach współzależności świata materialnego. A przecież człowiek może widzieć niewidzialne, słyszeć niesłyszalne, odczuwać nieodczuwalne bez jakichkolwiek technicznych środków, wykorzystując tylko to,
co jest mu dane od Boga. A kiedy nauczymy się tego, pojmiemy, że nasz rozum posiada władzę nad subtelną materią świata, że przy pomocy naszej świadomości możemy wpływać na procesy tak makro jak i mikroświata. I zaczniemy odkrywać niewykorzystane możliwości człowieka.
Jest to horyzont, który możemy nakreślić dla siebie w śmiałych marzeniach. I wyznacza on połowę możliwości umysłu. A cóż jest za horyzontem? Jakież to, naprawdę kosmiczne, siły tam drzemią? W ostatnim czasie bardzo dużo pisze się i mówi o ekstrasensorykach, jasnowidzach itp. Według moich obecnych wyobrażeń, paranormalne możliwości, którymi posługują się ekstrasensorycy, są dane każdemu przeciętnemu człowiekowi.
Po prostu obecnie są one uśpione, niewykorzystywane. A kiedy człowiek odkryje je w sobie, powstanie pytanie: jakie możliwości ukryte są w głębszych warstwach naszej psychiki?
Na razie jedna nie wiadomo, co się tam znajduje – za granicą nieznanego, niepojętego. I owa tajemnica odsłoni się przed nami w powszedniej, żmudnej pracy nad sobą.
DLACZEGO PESR?
A w rzeczy samej, dlaczego samoregulacja psychoenergetyczna? W naszym organizmie oprócz organów wewnętrznych i układów fizjologicznych istnieje jeszcze system, którym przepływa energia życia. Na razie nikt nie zdołał wyczerpująco odpowiedzieć na pytanie: co to jest życiowa energia? W tradycyjnym chińskim systemie filozoficznym wszystko na świecie rozdzielone jest pomiędzy dwa pierwiastki jang oraz jin, a energia życiowa organizmu pojawia się u człowieka w wyniku wzajemnego oddziaływania tych dwóch, przenikających się nawzajem przeciwieństw i nosi nazwę chi. Stąd i nazwa starodawnej sztuki kierowania energią życiową – chi kung. Za pomocą metod chi kung można zapanować nad energią życiową, kierować przepływem chi w systemie kanałów i meridianów przenikających całe ciało człowieka. Ale odpowiedzi na pytanie, czym jest w istocie sama chi – nie ma.
Pojęcia podobne do przeciwstawnych pierwiastków jang – jin występują praktycznie we wszystkich kulturach świata, w tym również w pradawnych słowiańskich poglądach na życie. I u naszych praojców zawsze istniało wyobrażenie o sile życiowej, soku życia.
Powszechność tego pojęcia we wszystkich kulturach wiele mówi: pierwotna, ukryta w głębinach psychiki wiedza, dostępna jest dla każdego przedstawiciela ludzkości. Ale aby uzyskać do niej dostęp, trzeba długo i dużo pracować nad sobą, praktycznie stworzyć siebie od nowa.
Jest pewna substancja w ciele, która stanowi ogniwo spajające pomiędzy strukturami grubomaterialnymi a tym pozahoryzontalnym, subtelnym stanem materialnym, który jest wewnątrz nas i na zewnątrz, który jest wszędzie i nigdzie. Naukowiec japoński Kim Bonchan w serii swoich eksperymentów udowodnił istnienie u człowieka systemu meridianów i kanałów, nazywając ów system “Kenrak”.
Jego następcy, pracując dalej nad tą hipotezą i eksperymentując, doszli do wniosku, że w kanałach i meridianach płynie pewna ciecz, którą trudno zakwalifikować do jakiegokolwiek rodzaju substancji.
Cieczą została określona umownie, a nazwano ją “cieczą Bonchana” od nazwiska pierwszego naukowca, który potwierdził istnienie kanałów i meridianów. Woda posiada tak zwany “punkt krytyczny”, kiedy podczas gotowania przestaje już być wodą, a jeszcze nie jest parą.
Widocznie jest to nowy stan skupienia, który utrzymać i przebadać nie wydaje się możliwe z powodu niezwykłej złożoności takiego zadania. Wystarcza zmiana temperatury o milionowe części stopnia, aby woda ponownie stała się cieczą, albo przekształciła się w parę. I oto “ciecz Bonchana” w niepojęty dla nas sposób pozostaje w tym stanie i przepływając kanałami i meridianami zaopatruje te lub inne organy w siłę życiową, tj. w ładunek nieznanej natury, który wpływa na prawidłowe funkcjonowanie organów i układów. Przy niedostatku lub nadmiarze “cieczy Bonchana” na tym lub innym odcinku kanału pojawia się stan chorobowy.
Czy człowiek może wpływać na te subtelne procesy wewnątrz siebie? Praktyka dowodzi, że może! I dla wywarcia wpływu nie trzeba wymyślać skomplikowanych instrumentów. Wszystko już jest. Najważniejszym regulatorem przepływu siły życiowej w nas jest nasza psychika. Właśnie jej dana jest możliwość kierowania równowagą sił i energii, a w końcowym efekcie, harmonią wewnętrzną człowieka i jego współzależnościami ze światem zewnętrznym. Aby w ogólnych zarysach zrozumieć istotę psychiki, należy odwołać się do pochodzenia tego słowa. Greckie słowo “psychikos” oznacza “duchowy”. Paradoks tkwi w tym, że dusza, która była starannie odrzucana przez ateistów, mimo wszystko dała swoje imię (co prawda, w języku greckim) wielu naukom społecznym i medycznym. Właśnie ta ważniejsza część naszej istoty, odrzucana przez materialistów, maskowała się pod “szczególną formą odbicia rzeczywistości”, pod “rezultatem specyficznej współzależności między żywymi systemami a otaczającym środowiskiem” [Słownik Encyklopedyczny, str. 1088, Moskwa 1990 r.].
Ale przecież organizm człowieka jest także specyficznym otaczającym środowiskiem, w którym musi znajdować się psychika i z którym powinna w jakiś sposób współdziałać. Doświadczenie licznych lekarzy wskazuje, że od nastawienia psychicznego człowieka w znacznej mierze zależy powodzenie leczenia, działanie i efektywność metod leczenia. Można więc przypuszczać, że to właśnie psychika steruje procesem przywracania równowagi energetycznej organizmu, to właśnie psychika albo wtrąca organizm w padół choroby albo podnosi go, poprawiając stan ducha.
Wygląda więc na to, że to właśnie dusza jest głównym centrum sterującym, które może zarządzać naszym zdrowiem. Jeżeli jednak przypomnimy sobie, że i psychika, i ciało, i znajdująca się w nim siła życiowa, tworzą w tym życiu jedną całość, to nie wolno nam rozdzielać siebie na odrębną powłokę fizyczną, odrębną duszę i gdzieś tam płynącą “ciecz Bonchana”. Z przyczyn psychicznych cierpi ciało, a z powodu dolegliwości cielesnych męczy się psychika. Wszystko w nas jest wzajemnie powiązane i ściągnięte w ciasny węzeł…
Świadomość jako funkcja duszy służy przekazującym i sterującym pierwiastkom, które albo mobilizują, albo też osłabiają fizjologiczne i energetyczne możliwości ciała. Wszystko zależy od wewnętrznych wartości, na które człowiek jest zorientowany, od tego, co zajmuje dominujące miejsce w jego świadomości.
Teraz spróbujemy rozpatrzyć pojęcie “energia”. Greckie “energeia” dosłownie tłumaczy się jako czynność, działanie. Według definicji oznacza ona “ogólną, ilościową miarę różnorodnych form ruchu materii” [Słownik Encyklopedyczny, str. 1572, Moskwa 1990 r.], czyli ruch.
Zestawiając połączone w nazwie samoregulacji psychoenergetycznej dwa rozszyfrowane pojęcia “dusza” i “ruch” otrzymujemy: samoregulację duszy, kierowanie przez duszę ruchem.
Pamiętajmy także, że ruch to życie, a więc dusza steruje w nas samym życiem. Oczywiście, w moim uzasadnieniu krytyczny materialista znajdzie niemało słabych punktów, lecz dla nas najważniejsze jest to, że system działa i pomaga ludziom. A im umiejętnie] będziemy sterować wewnętrznymi procesami, tym odporniejszy będzie nasz organizm na zewnętrzne podrażnienia, stresy, choroby…
Wewnętrzne Światło cz.1 – Nikołaj Szerstiennikow