Bardzo dawno temu, kiedy drzewa mogły mówić, wszystko było inaczej. Ziemi nie rozdrapywała socha oracza, lasy rosły dziewicze i ani jedno drzewo nie zostało zrąbane na opał, albowiem ludzie nie znali ognia.
Tak, tak, ognia nie było, a ludzie obchodzili się bez niego. Kiedy czegoś nie znasz, tego i nie pragniesz…
Drzewa w lasach szeptały ludziom:
– Żyjcie pod naszą osłoną wiecznie. Nakarmimy was swoimi owocami. Kochajcie nas, a my weźmiemy wasz ból, ukoimy was, damy wam schronienie u naszych korzeni i pożywienie z naszych gałęzi.
Matka-Ziemia otaczała opieką swoje dzieci. Nie dawała im głodować, we właściwym czasie podkładała płody. Poiła kryształowymi wodami rzek i strumieni. Otaczała ciepłą, wilgotną troską, a ludziom było przestronnie w tym zielonkawym półmroku. Żyli nie zastanawiając się po co! Nie umieli myśleć, bo swoje myślenie oddali Matce-Ziemi i ona myślała za nich. Cieszyli się ze wszystkiego, co Matka im dawała, a ich dziecięce radości napełniały ją cichym, spokojnym szczęściem.
Wszystko byłoby pięknie, ale Ten, Który Był Zawsze i Który Dał Matce Ludzi dopytywał się:
– Jak długo będziesz ich niańczyła? Czyż po to ci ich dałem? Oni powinni rozwijać się i tworzyć!… A ty chowasz ich pod koronami swoich drzew, pod chmurami – przed migotaniem gwiazd, przed wabiącym przyciąganiem Nieba! Oni nie należą do ciebie! Ich dom – to Mój Dom! Dlaczego poisz ich i karmisz tak po prostu? Daj im zajęcie, niechaj chociaż myślą!
Matka zgadzała się, bowiem z Tym, Który Był Zawsze nie można się sprzeczać, tak jak nie sposób poddawać w wątpliwość Prawdy!
Ale kiedy Ten, Który Posłał Ludzi powiedział wszystko, Matka postanowiła: ” Jeżeli ludzi oddano pod moją opiekę i wychowanie to należy otoczyć ich wszechstronną opieką, postępować tak, żeby nie znali trosk i żyli w dostatku, tylko wówczas wyrosną na silnych i dobrych…” A w zamian Matka oczekiwała niewiele – żeby ją kochali… Wszystko pozostałe brała na siebie – ona odczuwała za ludzi. I kiedy oni coś odczuwali, to nie odczuwali tego bezpośrednio, ale poprzez Matkę. Ona myślała za nich, a oni łowiąc myśl, nawet nie wiedzieli, że myśl ta jest myślą Matki! Bardzo się bała, że do głów jej wychowanków przyjdą złe myśli i uczucia, dlatego starała się nie przepuścić bez kontroli ani jednej myśli z otaczającego świata. Wybierała potrzebne, a niepotrzebne po prostu odrzucała. W swojej miłości była przekonana, że postępuje mądrze i odgradza dzieci od świata zła.
A ludziom dobrze było w świecie wolnym od trosk i żyli pierwotną miłością, która zamieszkała w ich sercu. Odczuwali ją w sobie jako pulsującą kulkę, rozpalającą się dniem i przygasającą na noc…
I tylko ta miłość była w ludziach, natomiast namiętności, cierpienia, poszukiwania, dążenia – to wszystko dawno zapomnieli, odkąd pierwsi z nich rodzili się na Ziemi, a ona otoczyła ich swoim ciepłym, wilgotnym, zielonym oddechem…
– Matko, ja czuję udrękę ciała! – mówiło przerośnięte dziecię. I matka dawała mu kobietę, taką właśnie, jaka była mu potrzebna, i żeniła ich, i wszyscy wiedzieli, że tak będzie zawsze! I ludzie chodzili po lasach, kłaniali się drzewom, które były jednym z Matką, i powierzali im swoje pragnienia. A Matka skwapliwie je zaspokajała.
Bezgraniczna była cierpliwość Tego, Który Był Zawsze. Patrzył na Ziemię z bezkresnych głębin Swojego Domu i ubolewał nad tym, że Matka mimo wszystko nie zdołała przełamać swojej ślepej miłości do ludzi. Wiedział, że nadejdzie czas, kiedy ludzie opuszczą kolebkę bierności i rozpoczną poszukiwania… Zaczną szukać tego, co zawsze było obok – Prawdy Życia. Ale oczy od dawna zamknięte będą się otwierały z trudem i bólem. Dlatego, że im dłużej człowiek przebywa w ciemności, tym bardziej bolesne staje się dla niego patrzenie na światło dnia i tym bardziej potrzebuje czasu oraz ostrożności – inaczej światło oślepi już na zawsze…
Ten, Który Był Zawsze wiedział wszystko i nie przyspieszał biegu wydarzeń. Albowiem wszystko w świecie powinno dziać się we właściwym czasie. Właściwy czas to jeden z filarów Ogólnego Porządku Wszechświata.
Jak długo jeszcze trwała szczęśliwa niewiedza ludzi w ciszy i spokoju Macierzyńskiej miłości – trudno powiedzieć. Czas płynął wtedy powoli i jeden dzień mógł ciągnąć się jak miesiące…
Ale dzień nastał! I wśród ludzi pojawił się Odszczepieniec. Rósł jak wszyscy, ale czasami zastygał w rozmyślaniach. Wydoroślał jak wszyscy i coraz częściej przychodził do starszych ze swoimi pytaniami. A ponieważ nie otrzymał odpowiedzi, poszedł do Matki:
– Czy my jesteśmy twoimi dziećmi? – zapytał.
– Tak – odpowiedziała Matka, mając rację i nie mając jej równocześnie. Wszak ciała rodziła i pielęgnowała ona, ale Duch w nich drzemiący posłany był przez Tego, Który Był Zawsze.
– Powiedz zatem co mi zakłóca spokój? Czego ciągle oczekuje, ku czemu nieznanemu mnie ciągnie?
– Być może chcesz się ożenić? – spytała Matka.
– Nie, nie chcę, nie ciało jest moją udręką, lecz coś od wewnątrz popycha mnie w dal… Tak ciągnie, że nie mogę wytrzymać! Idę za rzekę – a tam wszystko znajome. Znajome miejsca są również za górą , za dalekim lasem też byłem. Czego potrzebuję?! – wykrzyknął.
I został usłyszany. Obecny Wszędzie skierował piorun na szczyt wzgórza. Tam wybuchł i niebieski płomień wystrzelił ku niebiosom. Czegoś takiego na Ziemi jeszcze nikt z ludzi nie widział. Ale najbardziej zdziwiony był Odszczepieniec. Patrzył na płomienie okrągłymi oczyma i płakał pytając:
– Powiedz mi, jakiż to kwiat rozchylił płatki na odległym szczycie?
– Nie chodź tam, to już wcześniej było. Zaraz poleję deszczem i wszystko przejdzie…
– Nie, poczekaj, chciałbym zrozumieć, co tam świeci na szczycie! – i powiedziawszy to ruszył w drogę…
Liany chwytały go i trzymały czepnymi rękoma. ale wyrwał się. Bagna, topiele przegradzały drogę, ale on pokonał je. Po ostrych kamieniach wspiął się w górę, aby przyjrzeć się bliżej płonącemu cudowi…
A Matka polała deszczem ogień, który sykiem wygasł – głownie dymiły i tylko pojedynczy węgielek żarzył się wśród mroku zielonego spokoju.
– Ktoś ty? – zapytał Odszczepieniec. – Nie znam cię, nigdy cię nie widziałem.
– I nie poznałbyś, gdybyś nie podniósł wzroku ponad urodzajną Ziemię. Twoi współbracia zbierają pożywienie, nie interesuje ich, co nagle wydarzyło się na wzgórzu.
– Skąd jesteś?
– Przysłał mnie Ten, Który Był Zawsze. On chce, abyś spojrzał w moje oczy i przejrzał…
– Ale ja niczego nie widzę. Czyś ty robaczek świętojański? – jesteście podobni i ledwie świecicie…
– Daj mi pojeść drzewa, wówczas zapłonę jaskrawo, drogę ci oświecę..
– Jakże można oddać tobie drzewo? Ono jest żywe, ja z nim rozmawiam…
– Jeden sęczek nie osłabi lasu. Drzew jest dużo – ja jestem jeden. Zgasnę bez pożywienia. Utracisz mnie, być może na zawsze.
– Ależ drzewo i Matka są tym samym!
– Co tam tobie Matka! Popatrz jakie cudowne obrazy w sobie noszę, co gotów jestem otworzyć przed tobą! Daj mi gałązkę, a ja znów zapłonę…
Odszczepieniec dlatego właśnie był odszczepieńcem, że starał się zrozumieć wszystkie niepisane zasady Matki. Inni stosowali je bez zastanowienia, przestrzegali ustalonych reguł zachowania, on stawiał pytania. I tymi pytaniami wprowadzał w osłupienie swoich współbraci. Jego szczęście, że ludzie nie mogli się gniewać, nie znali tego uczucia. Wzięła go więc Matka do siebie, żeby dzieci nie miały powodów do krzywdzenia się nawzajem.
I wtedy zwrócił się do Matki:
– Powiedz, dlaczego powinniśmy postępować tak, a nie inaczej?
– Dla waszego dobra – odpowiedziała Matka.
– A dlaczego czynić dobrze można wyłącznie w ten sposób? Być może gdybyśmy postąpili inaczej, poznalibyśmy coś interesującego.
Matka nic nie odpowiedziała, zamilkły trawy, drzewa. A leśne zwierzęta, które słyszały rozmowę – rozbiegły się. Wszystkim zrobiło się smutno. Po co pytać, skoro wszystko jest jasne – jedz, pij, śpij, rozmnażaj się…
Ale Matka pojęła, że przyszła chwila, kiedy w jej malutkim dzieciątku przebudził się potężny wicher nienasyconego umysłu, poszukiwania i działania…
Ona od samego początku oczekiwała tego, ale pokolenia przychodziły po pokoleniach, a Odszczepieniec wciąż się nie pojawiał, i matka uspokoiła się… Ale pamiętała ostrzeżenie Tego, Który Był Zawsze:
” Przyjdzie czas, że utracisz ich! Będą żyć z tobą i mścić się na tobie, odpłacać nieświadomie za to, że pozbawiłaś ich uczuć, pragnień, myślenia. Za to, że ich uczuciami czułaś ty, ich dążenia gasiłaś spełnianiem zachcianek, a wolę osłabiałaś słodyczą cichego, dostatniego życia.
I będą gryźć twoje ciało i rwać twoje włosy. Będą polewać cię brudem, a w twoje błękitne oczy wrzucać śmieci. I będziesz tak cierpiała do czasu, kiedy przypomną sobie przeszłość i zrozumieją, że mszczą się na Matce!
I znowu przyjdą do ciebie i pokłonią się i zechcą wyleczyć twoje rany! Ale w tobie przez czas odrzucenia zrodzi się ogień bólu i cierpienia. Będzie on płonął w twoim łonie… Czy wybaczysz im? Wszak oni będą już inni. Nie powierzą ci więcej swoich uczuć, ale gotowi będą zrozumieć twoje…
I zobaczą swój Prawdziwy Dom!… I wejdą do niego i przestaną być twoimi, ale wrócą z powrotem tam, skąd wyszli dawno, dawno temu…”
Matka ukorzyła się i znosi do tej pory brak rozsądku swoich dzieci. Cierpi, kiedy ogień nakarmiony przez Odszczepieńca buszuje po jej ciele. A ludzie, nakarmiwszy go widzą w nim i przyjaciela-pomocnika i wroga- zabójcę. I nie wiedzą, że ogień już wszedł w Matkę i głucho ryczy w jej ciele a wtedy, gdy ona czuje ból nie do wytrzymania i krzyczy, w jej jęku ogień wyrywa się na zewnątrz i giną w nim ludzie. A ludzie wciąż w żaden sposób nie chcą zrozumieć, że nie z gniewu drży i trzęsie sie Matka, lecz z bólu, który jej zadali.
Nie należy zadawać Matce bólu, a trzeba ją zrozumieć…
I są tacy, którzy już to dostrzegają i pojmują, ale pozostali z uporem szaleńców sprawiają ból. I wszyscy pielęgnują ogień i nie rozumieją, że jest on istotą innego świata, której zadaniem jest zamienić wszystko w siebie!
W swojej ślepocie mają nadzieję okiełznać żywioł swoimi słabymi rękoma i na pomoc im przychodzi życiodajny rozum.
Zaślepieniu uległ i pragnący wszystko sobą ogarnąć ogień. Kiedy osiągnie swój cel, zginie, albowiem zje sam siebie.
Jedynie Ten, Który Był Zawsze wszystko widzi i rozumie, i nieskończenie cierpliwie, to za pośrednictwem Matki, to za pośrednictwem Ognia, podpowiada ludziom, daje lekcje, uczy życia…
Kto słyszy – ten zdąża ku Niemu. A wielu we mgle świata nadal pije słodką truciznę życia. Gdzieś tam pamiętają jedynie o tym, że Matka kiedyś karmiła ich nie wymagając w zamian pracy, tylko ich uczuć i myśli…
I za darmowe karmienie gotowi są ponownie do niej przylgnąć… Ale Matka już ich nie przyjmie. W niej, tak jak w ludziach, buszuje ogień przemian. Cierpieniem uwalnia ona siebie i swoje dzieci od bezmyślności, popycha do działania, rozwoju, do Poznania Prawd Wszechświata!
Źródło tekstu: N.I. Szerstiennikow – Wewnętrzne Światło (kursy dla zaawansowanych) str.110
kontynuacja w ćwiczeniu:
my i strumienie
Przejmujący obraz tego jak wysoka jest cena przejścia z wiary do wiedzy.Płaci ją każdy kto w tym uczestniczy. I nigdy już nie ma powrotu do biblijnego raju. I. zawsze rodzi się pytanie czy dobrze to czy źle. Szukaniu odpowiedzi chyba po kres czasów nie będzie końca.
Drzewa dalej mówią do ludzi. Gdy tylko człowiek otwiera się na „możliwe”, wszystko dzieje się jak dawniej. Mam kilka pięknych doświadczeń z drzewami i zachęcam do otwarcia się na ich współpracę. Najłatwiejszy kontakt jest ze starszymi okazami.