nie redagowany tekst
w 22-gie urodziny
Wiesz ? Dziś jest ten dzień, który wrył się w moją pamięć życia i od dwudziestu dwóch lat jest moim wykładnikiem czasowym innego, lepszego życia, świata…Sporo osób wie co mi się wtedy stało, sporo osób słyszało setną wersję wydarzeń mojego „nieszczęścia” jak twierdzą…
Tak…, tak to jest określane od fizycznej strony przez prawie każdego człowieka…jako nieszczęście, tragedia i tego typu podobne…
Straciłem wtedy przez niedowład połowę silniejszą i sprawniejszą ciała…
Lewa prosta, lewa silniejsza, lewa rzucała celnie i daleko, lewa podnosiła ciężary dwa razy cięższe od prawej, lewa kładła na rękę większych od siebie i silniejszych, lewa kopała w piłkę, lewa jego mać… Lewa zdrętwiała i padła, i się wyłączyła była…tragedia wtedy dla mnie…teraz dzieci śnieżkami rzucają dalej ode mnie i to jest cały skutek uboczny tego błogosławieństwa 22 lata temu 🙂 no może jeszcze moje emocje wychodzące zazwyczaj z ego, które czasem chcą zaistnieć jak małe dziecko między rodzicami…to przez bliznę jaka została na mózgu, zakłócenia przy badaniu EEG już będą zawsze, w sensie z innym zapisem badania niż przy zdrowej głowie 🙂
Ale nie o tym głównie mi się tu rozchodzić będzie…
Temat o Drugiej Stronie, o śmierci, o końcu, o przejściu do nowego…
Zakończeniu starego życia imprezowego i przejście do życia oczekiwanego przez mój „system ducha”, plan duszy.
Pękło …boląc, bardzo boląc, przed południem w „Święto Zmarłych” 1-go liściopada w 99′ …Pękło i wyłączyło mnie choć słyszałem wokoło wszystkich, lecz nie mogłem ruszyć ciałem. Byłem w nim, żyłem, ale nie byłem już jego zawiadowcą, zdany na innych, w około mnie wtedy będących… Kareta pogotowia podjechała i na moim domowym kocu prosto z łóżka mnie wynieśli …nie mieli noszy, no co! Zdarzało się wtedy 50 ponad lat po wojnie. Wieźli mnie korytarzami …migało światło lamp jarzeniowych z sufitu podziemi szpitala bródnowskiego w Warszawie …badania robili co mnie się stało…zgrzytanie zębów było słyszalne za stalowymi drzwiami w korytarzu…do wieczora w dzień zmarłych zdążyli mnie zbadać i stwierdzić co się ze mną dzieje…nie spieszyli się a i też zbytniego ruchu wtedy nie mieli…święta w szpitalach wygladają różnie, ale zazwyczaj pracownicy szpitali wtedy też świętują wiadomo jak… Stwierdzili pęknięcie krwiaka dosyć sporego 5 x 6cm i 3,5cm grubości na płacie czołowym po prawej stronie mózgu, obrzęk i wiele poważnych rzeczy działo się w mojej głowie przez wylew krwi do mózgu. Krwiak cisnął pół roku, aż pękł bo już się pod czaszką nie mieścił. Wcześniej dawał znać kilkoma dziwnymi bólami głowy, a ja jako 27-mio latek myślałem wtedy, że to jakiś kac, albo coś w podobie wg moich, tamtejszych szablonów myśli…
Info dla rodziny co do szans mojego przetrwania na planecie i całej tej zaskakującej niespodzianki …to 1% że przeżyję konieczną trepanację i wycinanie pękniętego krwiaka… 3% że przeżyje noc …takie to rokowania dla mnie…zajebista wizja dla najbliższych…a i nie wiadomo co dalej gdy już przeżyć mnie przyjdzie to i jak roślina mogę leżeć następne lata lub inne kiepskie rokowania lekarskie.
A ja w tym czasie w podróżach po za ciałem zwiedzam… stwierdziłem wynoszony na kocu, że trzeba stąd jak najszybciej „spierdalać” że tu jest źle, strasznie i brzydko…nie chciałem żyć…w tym strachu i wiedzy o tym, że chyba umieram, wkręcony w emocjach, tak, ja umieram…skierowałem swe myślosłowa do „boga” tego jakiego znałem wtedy…boga z religii i kościółków…dlatego piszę boga z małej, bo to żaden pan jak twierdzą kościółkowi psychofani…
Duchowe uniesienie moje wtedy z niską świadomością wyniesioną z fizycznego planu było takowe: bogaci – biedni, mieć lub nie mieć …odezwało się do „pana boga” z całym impetem niesionego strachu przed śmiercią…Gdzie kurwa jesteś ? Ja tu umieram…pomóż mi. Podobno kurwa pomagasz…modliłem się do ciebie jak umiałem, czasami, to teraz mi pomóż, bo ja umieram! co jest gdzie ty jesteś? jak ja, raz proszę o pomoc, no gdzie?
Cały krzyk i wielki wkurw na „pana boga” wybaczcie proszę i te bluzgi, ale tak własnie się zwracałem w zaświatach to „szefa klanu”
Myślałem wtedy, że umieram… byłem wręcz pewny procesu umierania jaki był mi wtedy znanym.
Za chwilę po tej wściekłości przyszła bezradność i wtedy odpuściłem, jakby wywaliłem z siebie złość i ogarnęło mnie przecudowne uczucie spokoju błogości i miłości. Ktoś włączył film, film fragmentów minionych mojego życia, który miałem wyświetlany chyba jakoś w świadomości swojej, nie widziałem go oczami lecz od wewnątrz w sobie… To był film składający się z mini urywków, ułamków sekund, różnych chwil w moim życiu…bardzo mało znaczących chwil jak nam się tutaj wydaje…chwil typu powiew wiatru i jego odczucie na skórze twarzy np. lub smak słonych łez, gdy zdarzyło mi się płakać w deszczu i ten deszcz mieszający się z moimi łzami i smak, odczucie smaku w tym małym, krótkim momencie…te uczucie wiatru na policzkach łaskoczącego powiewem lub pierwsze postawienie stopy na piasku, gdy ze stolicy jechało się nad morze i gdy już było nad tym morzem to pierwsze co trzeba było zrobić to biec na plażę i witać się z Bałtykiem …wtedy szybko zdjąć buciki, ewentualną skarpetę i biegiem do morza 😀 Radość przepiękna… Lecz nigdy w takich momentach nie zauważałem pierwszego dotknięcia stopy po zimowym sezonie do ciepłego piasku letnio-wiosennego np. Nie zauważałem tego uczucia towarzyszącego przy dotyku, bo biegłem witać się z morzem…
Kolejna podpowiedź na pytania w moim filmie życia „gdzie jest Stwórca jak ja tu umieram?” przychodziła w obrazach wyświetlanych w moim umyśle choć i tej nazwy nie jestem pewien i obszaru. Wyświetlały mi się przepiękne, ziemskie obrazy typu mieniące się liście w słoneczny dzień na wietrze i połyskujące światełkiem, które wpada do oczu i wywołuje lekki ból pierwszego światła o poranku …uczucie jakie temu towarzyszy w nas …patrząc na połyskujące fale jeziora np. które odbija światło słońca wpadające nam w oczy …i to uczucie gdy zmrożone dłonie spłukujesz wodą po przyjściu z zewnątrz…pokazywano mi przez jakiś czas jakby w odpowiedzi dla mnie na pytanie „Gdzie ty jesteś jak ja tu umieram?” …w tym ułamkowym i połączonym filmie mego życia szły bardzo inne, mało ważne wspominane fragmenty …takie których się nie spodziewamy że mogą być ważnymi czy ważnym doświadczeniem. Myślimy że np. Wspomnienie ślubu być na filmie życia powinno lub kupno auta, czy domu pierwszego i takie tam fizyczne aspekty, które w tamtych przestrzeniach są krótko podsumowując „gówno warte” szczególnie tam gdzie materia fizyczna nie istnieje …tam okazało się, że największą wartość ma każde drobne małe wspomnienie emocji z życia ziemskiego typu smak cukru czy soli, którego w kosmicznych przestrzeniach choćby stał się prawie bogiem nigdy nie poznasz…tam się nie dowiesz…tutaj na Ziemi dowiesz się o planie fizycznym o tych pięciu zmysłach, czy ile ich tam podstawowych jest? I jeśli dojdzie do twej świadomości tam w trakcie cyklu umierania i tzw. przejścia, że ty przecież nie umierasz, bo tak naprawdę czujesz, że jesteś i że myślisz – w sensie istnienia siebie/ciebie …to tak jakbyś się zorientował jak tzw. polak na granicy w kawale z ruskiem i niemcem co przechytrzył diabła i dzięki temu mógł przejść granicę i pójść dalej…Niemiec i Rusek w tych kawałach grają niską świadomość wiedzy w temacie poza ciałem …a Polako gra jełopę, cwaniaka lub głupka i zawsze mu się udaje… Takie to narodowe, wzmacniające histeryie i opowieści ziomków…Ale w tych kawałach jest duża mądrość jak tak na nie patrzę i je interpretuję…co ciekawe kolejne pokolenia zupełnie tych dowcipów nie znają i nie słyszały ani jednego. 🙂 nie znają instrukcji naszych przodków nawet z kawałów 🙂
Tam w tej przestrzeni zorientowałem sie, że przecież żyję i natychmiast odeszła złość i wszelkie niskie emocje a przyszedł piękny spokój w bezgranicznym uczuciu miłości…
…”nie znają instrukcji naszych przodków”
Dzieje Słowem Przekazywane zamieniono w historię/histerię spisaną nie naszymi literami i nie naszą mową…pismem martwym, bez energii, bez wyrazu, obcym…
Amarantowy kolor współgrał energetycznie z bielą, zamieniono go na czerwień, która się „gryzie”
Kur czyli ptasi samiec, nie tylko samiec kury – prawdopodobnie Bocian reprezentant gwiazdozbioru z gwiazdą Deneb (Przewodnik) który wisi na wyświetlaczu nieba nad naszymi głowami jest skrzętnie pomijany, a wyświetla się akurat w naszych czasach. Był na niebie północnym jakieś 10 tysięcy lat wcześniej w tym tysiącleciu czy też w epoce Wilka często nazywanej Wodnika epoką. Być może nie jest to dokładna data ponownego przybycia gwiazdozbioru nad naszymi ziemiami…
Zdarzenie powraca i zaczyna nowy czas w przestrzeni planety. Zaczęła się epoka, era zwana jako Satjuga zwana po hindusku, a skończyła się Kalijuga …epoka lisa – epoka/era zakłamania fałszu i niskich energii, fałszu, ułudy, i wszystkiego negatywnego co poznać nam było w 20-wieku.
Zaczęła się epoka/era Wilka czyli prawdy i czystości serc itd.itp.
Era lisa i era wilka brała swój początek pomiędzy 20-tym a 21-m wiekiem …wg tego kalendarza w którym przyszło nam zliczać czas, czyli zupełnie nie naszego licznika dziejów…
My Sło czy Sła – wianie nie mówimy, nie piszemy i nie żyjemy wg naszej miary czasów…
w latach 1999-2000 – na przełomie tych lat i jak mówią aż do 2012 miała się była utrwalać w świadomości istot goszczących na nazwanej przez nich Matce Ziemi 🙂
Nastała nowa era, no dobra nastaje, bo to w setkach czy tysiącach lat ten proces się zaczął dopiero, jesteśmy na początku nowych czasów …to już wiemy 🙂
Przez te wszystkie lata cały czas nie umiem opisać szczegółowo tego co jest po drugiej stronie…dziś pomyślałem, że zacznę spisywać fragmentami i coż najwyżej się będę powtarzał i być może to przyniesie cały obraz tego co jest po drugiej stronie.
Gdy zaczynam ubierać w słowa i opisywać te przestrzenie, „widoki” i odczucia z tamtej strony, słowa dobrane do wizji natychmiast te wizje zmieniają nadając miano poprzez wibrację nazwy. Po prostu automatycznie się zmieniają i nie są do nazwania czy też opisania. Stan emocjonalny, odczucie, widok, szczególnie widok nie jest tutaj dobrym opisem, bo tam nie ma widoków 🙂 tzn. Nie ma oczu, które by ten widok odbierały-widziały…Tam czułem całym swoim Istnieniem, ja sam w odczuciu wspólnoty ze wszystkimi ja samymi czyli innymi…wspólnota Jednia nazywana w powszechnym powiedzeniu „wszystko jedno”.
Byłem jeden, sam jedyny, a czułem wszystko i wszystkich nie widząc ich i nie mając blisko siebie czułem bliskość i jedność wszystkich ludzi na planecie, a zarazem byłem sam jedyny w przestrzeni, której nie znałem, a która wydawała się znaną i bezpieczną …Strach umierania i całego tego procesu nie pozwalał rozsądnie istnieć i doświadczać wszystkich szczegółów…
Wkurw na „pana boga”, który nie pomaga w tak ważnej chwili mojego życia…wkurw na siebie, że umieram i ta bezsilność i zależność od zewnętrznego życia ziemskiego i od tych ludzi, którzy mogą mnie uratować, wcale się nie śpiesząc, bo od poranku w domu przeleżałem tam w piwnicach szpitala bródnowskiego do wieczora i w końcu mnie wzięli na piąte piętro oddziału neurochirurgii jako tego nie do uratowania, a tego co sporo czasu już czeka w kolejce możę też czekał, aż skończą świętować…
cdn.
Grzegorz Skura
,,,będzie to rozdziałem książki 🙂
grafika to mój obraz malowany akrylem pt. Kosmos1
więcej o moim malowaniu:
http://www.slowianie.org/category/moje-malowanie/
Twoje przemyślenia można zawrzeć w tych słowach Jestem wszechświatem i wszechświat jest mną. Moja dusza pozdrawia Twoją duszę NAMASTE
Doświadczenia, to nie „przemyślenia”…. Miałam „prawie” podobnie, a „TO”… – to nie „TO” samo… Z Wielkim Szacunkiem. Sercem Pozdrawiam 🙂