… W opisach kursu wprowadzającego autor proponował kolejność działań prowadzących do fizycznego odprężenia. Mentalny relaks różni się od fizycznego odprężenia tym, że zdejmuje napięcie nie tylko z ciała, ale rozluźnia także psychoemocjonalne zaciski. Są one wynikiem jakichś przeżyć, stresów, kompleksów zepchniętych w podświadomość. Jeśli ich nie dotykamy, zaciski przedrą się na poziom fizjologii i spowodują choroby lub napięcia mięśni. Praktyka psychoterapii zorientowanej na ciało zajmuje się podobnymi fizycznymi przejawami psychicznych problemów.
W ogólnym zarysie wygląda to tak: specjalista określa na ciele pacjenta strefy, w których stresy i psychologiczne zaciski spowodowały pojawienie się węzłów niemijającego, stałego już napięcia i za pomocą masaży usuwa je, niszczy tzw. „pancerz mięśniowy” i pomaga uniknąć fizycznych przejawów wewnętrznych kompleksów. Według reguły odwrotnego związku uwolnienie się od zewnętrznych objawów zmniejsza także problemy psychologiczne. Złożoność tej metody polega na tym, że człowiek nie może pomóc sobie samodzielnie, musi zwrócić się o pomoc do specjalisty.
Gdy przyswoimy sobie praktykę mentalnego rozluźnienia, pojawi się możliwość pomocy samemu sobie. Najpierw należy rozluźnić ciało, na ile to jest możliwe. Metody takie podane są w programie kursu wprowadzającego. Gdy ciało będzie już rozluźnione, można przejść do medytacyjnej relaksacji. Wyobraźmy sobie, że wewnątrz, od czubka głowy do krocza, jest mocno naciągnięta struna napięcia. To struna jak w gitarze – może być bardziej lub mniej napięta. Jeśli tę podciągamy, kręcąc kołkami, to strunę wewnętrznego napięcia można napinać lub osłabiać siłą myśli. Wyobraźmy ją sobie wewnątrz – stopień jej napięcia będzie odpowiadał naszemu realnemu napięciu psychicznemu. Jeśli wyobrazimy sobie, że struna powoli się poluzowuje, poczujemy, że wszystkie wewnętrzne struktury też się rozluźniają. Najpierw pojawi się odczucie, że napięcie lub rozluźnienie struny towarzyszy rozluźnieniu lub napięciu wewnętrznych narządów. Jest to silne wrażenie, gdyż wszystkie wewnętrzne narządy mogą generować określone emocje, a te z kolei powodują napięcie narządów wewnętrznych (związek emocji z narządami wewnętrznymi opisany został w pierwszym cyklu książki). Pierwsze doświadczenie poluzowania struny wewnętrznego napięcia spowoduje wrażenie relaksu organów wewnętrznych. Po kilku powtórzeniach uda się w pełni rozluźnić narządy wewnętrzne i poczujemy, że zaczyna się relaks głębokich struktur, nad którymi nigdy nie zastanawialiśmy się. Świadczy to o tym, że psychiczne węzły i zaciski puszczają.
Można ćwiczyć tylko ze struną wewnętrznego napięcia – to bardzo efektywny sposób. Jednak nie wszyscy mają na tyle cierpliwości, by stale pracować wyłącznie z obrazem struny. Pierwsze oznaki osłabienia uwagi widoczne są już po paru powtórkach ćwiczeń, dlatego uzupełnieniem obrazu „struny napięcia” mogą być inne sposoby medytacyjnego rozluźnienia.
Szybkiemu i skutecznemu relaksowi sprzyja odwrotne liczenie połączone z wyobrażaniem sobie obrazów. Liczmy od dziesięciu do zera i wyobrażajmy sobie, że z każdą następną cyfrą schodzimy jeden stopień po schodach w głębię rozluźnienia. Jeśli połączymy odwrotne liczenie z osłabieniem struny napięcia, efekt relaksacji wzrośnie wielokrotnie. Teraz czas na ćwiczenia.
Dziesięć… Zejdźmy w myśli o jeden stopień niżej. Wydaje się ono miękkie i ciepłe, otacza ze wszystkich stron, mami, nęci. Struna napięcia trochę osłabła, oczy i powieki wypełnia miękki, przyjemny ciężar…
Dziewięć… Struna jest jeszcze mało poluzowana, a przyjemna ciężkość sączy się od głowy po kręgosłupie w dół, do kości ogonowej, a stąd – po nogach. Najpierw rozluźniają się mięśnie nóg, potem znikają wewnętrzne zaciski. W nogach czujemy przepływające ciepło i przyjemny ciężar…
Osiem… Dolną część ciała wypełnia ciepło, czujemy przyjemny ciężar. Te odczucia rozlewają się na brzuch, plecy i ramiona… Także ręce wypełniają się ciepłem i miękkim przyjemnym ciężarem…
Siedem… Nasze ciało jest ciężkie, wypełnione ciepłem. Nie ma już pustych miejsc, gdzie mogłyby pozostać napięcia. Rozluźniają się: szyja, kark, czoło, twarz… Całe wnętrze ciała wypełnia miękki, przyjemny ciężar i ciepło…
Sześć… W falach wewnętrznego ciepła i ciężkości stopniowo rozpuszczają się nogi i ręce. Topnieją, robią się miękkie, jak kawałek cukru w szklance wody… Rozpuszcza się tułów… znikają mięśnie, topnieją kości, pozostaje tylko słabe wrażenie konturów ciała…
Pięć… Skoncentrujmy uwagę na nasadzie nosa. Większość ludzi ma ją mimowolnie naprężoną. Osłabmy w myśli skórę nasady nosa, potem tkankę kostną… Rozluźnijmy przewody nosowe i poczujmy, jak od nasady nosa do karku wewnątrz głowy znajduje się mocno naciągnięta pozioma „nitka napięcia”. Gładź-my ją mentalnymi rękami, a wyobrażany przez nas dotyk rozpuści ją w końcu. Pojawi się odczucie głębokiego rozluźnienia wewnątrz głowy…
Cztery… Ciało rozpuściło się jak cukier w wodzie. Rozluźniła się głowa. Najpierw topniej:} skóra i mięśnie, potem kości czaszki, wewnętrzne struktury. Gdy rozpuści się mózg, w tym miejscu powstanie uczucie lekkości i pustki. Poczujemy, jak nasza uwaga przechodzi z głowy na ramiona, na piersi… jest tam więcej miejsca, większy komfort niż w ciasnej przestrzeni czaszki. Odchodzą natrętne myśli o codziennych palących sprawach, problemach, rozpuszczają się razem z odczuciami głowy…
Trzy… Jesteśmy w pełni zrelaksowani. Wewnątrz nas – cisza i spokój. Ciało rozpuściło się na tyle, że wszystkie odczucia zniknęły…
Dwa… Przejdźmy po swoim organizmie promieniem wewnętrznej uwagi. W różnych częściach pozostają jeszcze niewielkie ogniska napięć… Zlikwidujmy je wysiłkiem woli. Gdy poczujemy ognisko napięcia, gładźmy je mentalnymi dłońmi i poczujmy, że pojawia się błogie ciepło i przyjemne uczucie ciężkości…
Jeden… Żeby zdjąć ostatki napięć, należy uwolnić się od wewnętrznej „drzazgi”, która u różnych ludzi może znajdować się w różnych miejscach. Ktoś ma ją tam, gdzie znajduje się „nitka napięcia” w nasadzie nosa. Ktoś inny odnajdzie ją w okolicy nerek czy krzyża. Wariantów jest mnóstwo. Jednak wrażenia, niezależnie od położenia „drzazgi”, są podobne. „Wsłuchajmy się” w nie. Tam, gdzie tkwi „drzazga”, pozostało też napięcie. „Drzazga” jest stałym zaciskiem psychologicznym, powodującym miejscowe napięcie psychiczne i fizyczne. Wyobraźmy sobie korzeń w głębi napiętego odcinka. Mentalnymi rękami chwyćmy go i wyrwijmy. Można powoli wyciągać „drzazgę” z ciała. Istotne jest, by zlikwidować odczucie psychoenergetycznego bloku… Gdy pozbędziemy się „drzazgi”, napięte miejsce rozluźni się, a potem głębokie odprężenie wypełni przestrzeń od wewnątrz i zewnątrz. Zamiast ciała – tylko obłok spokoju, wewnętrznej ciszy i rozluźnienia…
Zero… Mentalnie rozprzestrzeńmy rozluźnienie we wszystkie strony. Zniknęły wrażenia fizycznej otoczki, zostają spokój, cisza oraz poczucie wolności… Uwolniliśmy się od napięć zewnętrznych i wewnętrznych… Jesteśmy wolni!
Czy rzeczywiście? Przecież oprócz codziennych życiowych realiów istnieją takie stany, które większość ludzi zna tylko ze słyszenia… Mowa o wewnętrznej harmonii. Gdy człowiek pokona przyczyny dyskomfortu, osiągnie równowagę i spokój, wychodzi poza ramy stereotypów i praw. Tacy ludzie żyją zgodnie z regułami celowości, bycia w odpowiednim miejscu i porze, nie krzywdzą nikogo. Dla większości nas współczesnych osiągnięcie podobnych wewnętrznych szczytów jest zadaniem efemerycznym, trudnym do zrozumienia i dlatego praktycznie niemożliwym do wykonania. Jednak każdy może przybliżyć się do dalekiego, kuszącego celu. Jedną z efektywnych dróg doskonalenia jest jednoczenie się ze światem przyrody. Autor nie proponuje, by odgrodzić się od prawdziwego życia barierą sztucznych zakazów i samoograniczeń, aby stworzyć swój wymyślony świat. Przyroda jest asocjalna i wszystko w niej rozwija się według wyższych, nie zawsze dla nas zrozumiałych praw, w myśl których i dla silnego, i dla słabszego jest miejsce, ale nie ma go na głupie zuchwalstwo i urąganie komuś, chełpliwość, cwaniactwo i zarozumiałość…
Niestety, w dużych współczesnych miastach daleko jest do przyrody. Parki – to właściwie nie przyroda, lecz środowisko stworzone rękami człowieka. Mieszkańcy wsi przyrody mają pod dostatkiem, ale czasu już nie – muszą pracować. Autor widzi wyjście z tej sytuacji – twórczość mentalną… Właśnie podczas medytacji możemy wyobrazić sobie dowolne zakątki przyrody, poczuć je i zjednoczyć się z nimi. Tak, to będzie iluzja, jednak poprawi nasze samopoczucie, pomoże stworzyć pozytywne życiowe nastawienie. W czasie medytacji możemy poczuć się uwolnieni i swobodni, a po wyjściu z niej – inaczej spojrzeć na świat i dojrzeć swoje miejsce w układzie więzi społecznych.
Efekt mentalnych ćwiczeń stopniowo kumuluje się, pojawia się wewnętrzna swoboda, która uwolni nas od ciężaru życiowych problemów, stworzy potencjał rześkości, optymizmu, zdrowia. Jednak zanim przejdziemy do ćwiczeń praktycznych, przeczytajmy
Ostrzeżenia.
Po początkowych zajęciach mogą pojawić się negatywne odczucia: ospałość, ogólne rozbicie, zbytnie rozdrażnienie, większe zmęczenie. U kobiet możliwe są jednorazowe naruszenia cyklu menstruacyjnego. Nie należy się obawiać, jeśli podobne stany związane są z początkiem aktywnych zajęć. Miną one bez śladu.
Autor wyjaśnia na kursach, że czasowe pogorszenie samopoczucia jest nieuniknione, po prostu trzeba to przeżyć. Trwa to przecież tylko kilka dni – nie więcej!
Przypomnijmy sobie maksymę: „Zdrowie odchodzi rzeką, a powraca kroplami”. Wyobraźmy sobie, że po długiej i bez ruchu pracy przy stole, gdy nic cięższego od długopisu w rękach nie trzymaliśmy, musimy jechać na wieś, ładować ziemniaki – najpierw do samochodu, potem – do kosza i do piwnicy. Następnego dnia mięśnie będą boleć, poczujemy się rozbici i ospali. Będzie to wynikiem przeciążenia mięśni. Tak samo dzieje się z wewnętrznym układem energetycznym organizmu. Na początku zajęć pracował on autonomicznie, w określonym rytmie. Medytacyjne i psychofizyczne ćwiczenia aktywizują jego pracę i powodują negatywną reakcję… Kanały i meridiany zaczynają funkcjonować w bardziej intensywnym trybie, dlatego właśnie powstaje wrażenie wewnętrznego dyskomfortu.
Przy systematycznej i regularnej wewnętrznej pracy, gdy nastawiamy się na trwanie zajęć, negatywne stany będą mijać. W miejsce ospałości i zahamowania pojawią się rześkość i siła.
Jedną z charakterystycznych oznak pozytywnych zmian energetycznych w organizmie jest stałe pragnienie. Chce się pić. ale jeśli za jednym zamachem wiejemy w siebie litr wody, powstanie tylko ciężar w brzuchu, a pragnienie pozostanie. Należy pić dużo. ale małymi porcjami. W czasie zwiększonego pragnienia dobowa porcja wody powinna wynosić około 10-12 szklanek ogólnego zapotrzebowania na płyny (herbata, zupa itp.). Pić należy małymi łyczkami – jedną szklankę nawet 15 minut. Najlepiej stale trzymać obok siebie szklankę wody i regularnie popijać małymi łykami.
Taki wariant picia przynosi także ozdrowieńczy efekt. Już trzeciego dnia skóra zaczyna wygładzać się, podwyższa się jej ogólne napięcie, ściany naczyń krwionośnych stają się bardzie elastyczne itd.
Na początku treningów przyjdzie nam zmuszać się do medytacji i ćwiczeń. Jednak po upływie kilku tygodni pojawi się niecierpliwe oczekiwanie na zajęcia. Nieco później powstanie potrzeba wykonywania ćwiczeń i energetycznego doładowania organizmu. Ktoś może uznać taką potrzebę za szczególną zależność i brak wolności. A jest ona uwarunkowana tym, że organizm intensywnie odbudowuje dawny poziom siły i energii, więc odczuwanie fizycznej potrzeby brania udziału w zajęciach świadczy o tym, że gimnastyka, energetyczne nasycenie i oddech są istotne w szybkiej odbudowie nadszarpniętego zdrowia.
I jeszcze jedna przestroga: już na początkowych zajęciach może powstać „wrażenie zdrowia”: euforia, cielesne szczęście. Człowiek szybko przywyka do dobrego. Być zdrowym – to norma, wydaje nam się, że zawsze byliśmy zdrowi, a choroby i spadek sił przyśniły się jak w złym śnie. Aby lepiej porównać swe stany sprzed treningów i po nich, opiszmy je przed zajęciami. Nie leńmy się, zróbmy to. Opiszmy swoje samopoczucie tak, jak potrafimy. Porównanie wszystkiego po kilku miesiącach będzie bardzo ciekawe. Przypuszczalnie zmiany na lepsze staną się zauważalne.
Nadejdzie dzień, gdy pojawi się równowaga duchowa, uczucie harmonii i zdrowia. Przyjdzie pokusa, żeby rzucić treningi, gdyż wszystko się pięknie ułożyło, samopoczucie jest wspaniałe. Nie warto rezygnować z zajęć, ponieważ zacznie się powolne cofanie. Pojawią się nowe dolegliwości, które zmuszą nas do przypomnienia sobie wszystkich wiadomości i pracy. Dlatego lepiej nie przerywać zajęć całkowicie, tym bardziej że z czasem staną się one sposobem życia. Rozpoczynając treningi, każdy daje poważny sygnał, że chce zmienić swoje życie. Każde odstępstwo od tego oznacza krok w tył. Czy warto wracać do tego, od czego zaczęliśmy?
Zapoznaliśmy się już z kursem wprowadzającym, z zasadami relaksacji i metodą mentalnego zanurzenia. Pierwsza książka cyklu stanowi kurs przygotowawczy. Mowa w niej o relaksie ciała i energetycznym rozluźnieniu – będąc w takim stanie można łatwo wejść w kontakt ze swoim wewnętrznym światem i przeniknąć do uśpionych psychoenergetycznych możliwości, aktywizować je i stosować w realnym życiu. Dalsze badanie praktyk Tradycji zaczniemy od przyswojenia sobie metod głębokiej relaksacji mentalnej
Kroki w stronę relaksu
Połóżmy się wygodnie. Koniecznie powierćmy się, by dobrze się ułożyć. Rękami pogładźmy ciało od czubka głowy w dół. Można siąść, aby pogłaskać nogi. Postarajmy się zapamiętać wrażenia powstałe podczas głaskania. A teraz wyobraźmy sobie, że mentalnymi rękami głaszczemy ciało od czubka głowy po pięty i przypomnijmy sobie odczucia, które powstały podczas realnego głaskania.
Wyobraźmy sobie, jak mentalne dłonie ślizgają się po ciele, zeskrobują z niego nagromadzony w ciągu dnia brud negatywnych emocji i agresji psychologicznej. Mentalne głaskanie wykonajmy kilka razy i poczujmy, jak oddech się uspokaja, staje się powierzchniowy i prawie niezauważalny, znikają mimowolne napięcia, cichną emocjonalne wybuchy. Wsłuchajmy się w swój nowy stan. Odczucia zmieniły się: nasze ciało stało się posłuszne i lekkie, bóle i niedomagania znikły prawie zupełnie.
Aby pogłębić koncentrację uwagi, jednocześnie z wdechem powtarzajmy w myśli: ,Ja wdycham…”, a z wydechem: ,Ja wydycham…”. Powtarzajmy w myśli te formuły i zapamiętajmy wrażenia: z wdechem powietrze łatwo, swobodnie wlewa się do płuc, wydech także łatwo wypływa z ciała. Stopniowo koncentrujmy swą uwagę na prostych formułach: ,Ja wdycham…”, Ja wydycham…”. Wielokrotne powtarzanie tych zwrotów wprowadzi nas w stan podobny do lekkiego zapomnienia, gdy wszystkie zewnętrzne, zakłócające czynniki znikły, a świadomość balansuje na cieniutkiej granicy jawy i snu. Wewnętrzne napięcie ginie.
Przenieśmy teraz uwagę na stopy i kilka razy w myśli wydajmy sobie rozkazy; .Moje stopy są w pełni rozluźnione…’, „Mięśnie stóp rozluźniają się. znikają napięcia…”. Wydajmy sobie rozkaz: Rozluźnione są łydki…”. Posłuchajmy, jak z nóg wychodzi napięcie.
Biodra są w pełni rozluźnione… Rozluźniają się pośladki i mięśnie miednicy… Rozluźniły się krzyż i talia… Rozluźnione są mięśnie brzucha… Pleców… Rozluźnione mięśnie klatki piersiowej… Ramiona… Rozluźniają się mięśnie od ramion do łokci… Rozluźniają przedramiona i nadgarstki… Rozluźnione są palce… Rozluźnia się szyja… Mięśnie karku i głowy… Rozluźnia się czoło i twarz… Wargi, język…”.
Teraz skoncentrujmy się na nasadzie nosa i poczujmy wewnątrz głowy „nitkę napięcia” związującą nasadę nosa z karkiem. Pogładźmy ją mentalnymi dłońmi. Z każdym dotykiem niteczka staje się coraz cieńsza, aż w końcu znika… Nie pęka, a właśnie znika, rozpuszcza się… Znika też napięcie w tkance kostnej nasady nosa.
Gdy rozluźnienie będzie głębokie, może zdarzyć się, że zaśniemy. Niech nas to nie zmartwi, znaczy to po prostu, że sen jest teraz najważniejszy dla naszego organizmu…
Może powstać jeszcze jeden stan – poczujemy się jak na huśtawce; wpadamy w niebyt, w zapomnienie, by znów wrócić do realnego świata. To produktywny stan – przebywając w’ nim, można owocnie pracować…
Rozluźnienie nie jest celem samym w sobie. To potężny środek wspomagający pracę, która jest przed nami. Nie martwmy się, jeśli osiągniemy wyłącznie rozluźnienie. Relaks pomoże uchylić drzwi do świata wewnętrznego. Następnym razem z pewnością doświadczymy takich stanów, które pomogą nam do niego przeniknąć.
Fragment książki
Odkrycie Siebie – Nikołaj Szerstiennikow str. 120 – 129