Poruszając się miękko po leśnym runie usłyszałem jakby popiskiwanie. Myśląc iż jest to swoisty pisk sosen jak to bywa zwykle w lasach, ściągnąłem buty i poszedłem dalej na bosych stopach odczuwając głębszą wibrację lasu, przy okazji uziemiając się w pięknym połączeniu pulsu leśnego i mateczki ziemi
Oparty o drzewo, patrząc do góry zobaczyłem małego puchacza, nie wiem jaka to odmiana, ale piękny okrąglinek puszysty popiskiwał sobie do drugiego, gdzieś kilkadziesiąt metrów na innej gałęzi siedzącego…piękna chwila trwała…dialog sów niósł się na mały, cały las, przez cały ten czas.
Pomyślałem położę się na szyszkach i runie leśnym, było sucho więc warto całym ciałem zetknąć się z powierzchnią ziemi … Ledwo dostrzegalny puchacz siedzący nade mną „piskał” do drugiego wtem pochylił główkę i zaczął swoistym sowim ruchem spoglądać na mnie co ja też takiego najlepszego robię.
Gdy ułożyłem ciało na ziemi do koncertu, zaczął spokojnie swój dialog z drugim puchaczem …płynęło ukojenie i spokój, czyste powietrze kazało wręcz oddychać głęboko, posłałem miłość i wdzięczność automatycznie dla koncertujących. Piękna chwila trwała.
Pomyślałem wtedy, że warto byłoby tak przenocować i wstać dopiero o świcie.
Po jakimś czasie usłyszałem chrumkanie dzików, szły swoja dróżką jak zwykle o stałej porze. Były ode mnie około 50 m więc nie przeszkadzaliśmy sobie wzajemnie. Poczułem jednak ich obawę gdy mnie samiec alfa dostrzegł i stanął centralnie oko w oko ze mną patrząc z odległości nieruchomo…Posłałem mu światło i beztroskę przechadzki zwracając mentalnie jego uwagę na popiskiwanie sówek …był piękny, majestatyczny. Odszedł pochrumkując w poszukiwaniu pożywienia spokojnie swoją drogą.
Był sam bez towarzystwa podobnie jak ja.
Wyszedłem z lasu ucieszony, że tyle zwierząt napotkałem na jednym małym spacerku, ale nie był to koniec…jeszcze żółtooki kot o pięknej brązowej maści podszedł po drodze pomiaukując. Zawsze wita się ze mną, gdy przechodzę i tak właśnie zrobił…
Dla takich momentów warto żyć
Grzegorz Skura