Czy umiemy budzić się? Najprawdopodobniej – nie. Kiedy rozlega się dzwonek budzika, u człowieka pojawia się naturalna reakcja: puls ulega przyspieszeniu, podskakuje ciśnienie krwi, serce kołacze w piersi. Dlaczego?
Rzecz w tym, że nasz organizm od dawien dawna, kiedy człowiek w istocie był jeszcze zwierzęciem, nauczył się reagować na zewnętrzne oznaki niebezpieczeństwa w specyficzny sposób. W przypadku pojawienia się jakiegokolwiek zagrożenia gwałtownie podskakuje ciśnienie, przyspiesza puls, serce zaczyna kołatać, a do krwi wpuszczane są hormony stresu. A wszystko w tym celu, żeby człowiek mógł podjąć walkę, a organizm był gotowy do natychmiastowych, dużych obciążeń fizycznych: bójki, szybkiego biegu – słowem do silnych napięć mięśniowych. A wpuszczone do krwi hormony stresu zostają przetworzone i przeistaczają się – wskutek obciążeń, aktywnych działań, ruchu – w nieszkodliwe związki.
A teraz porównajmy obraz stresu z obrazem przebudzenia się. To samo kołatanie serca, ten sam skok ciśnienia. W istocie przebudzenie przez nagły dzwonek budzika okazuje się takim samym stresem dla organizmu jak niebezpieczeństwo dla pradawnego człowieka.
Przebrzmiał dzwonek, obudziliście się: serce kołacze, w głowie dzwoni. Kierując się logiką reakcji cielesnych należałoby teraz zerwać się, dokądś pobiec… A my wyłączamy budzik i z ciężkim westchnieniem padamy z powrotem w pościel, żeby jeszcze minutkę powylegiwać się pod kołdrą. I tak z dnia na dzień. A potem ze zdziwieniem zauważamy, że serce pracuje już nie tak niedostrzegalnie jak kiedyś, pojawia się zadyszka, nieuzasadnione napady rozdrażnienia…
I wszystko dlatego, że rano nieprawidłowo wstajemy? Wyobraźcie sobie, że tak.! Owe hormony stresu, które zostały wprowadzone do krwi podczas nagłego przebudzenia przez dzwonek budzika, nie zostały przetworzone poprzez aktywność fizyczną. I stopniowo gromadzą się. Tak więc reakcja systemów krwionośnego i nerwowego przy niezmiennym stereotypie budzenia się (dzwonkiem budzika) powszednieje i na wszystkie podobne sytuacje nasz organizm reaguje mniej więcej tak samo, z drobnymi modyfikacjami. Najczęściej nie zależy to od uświadomienia sobie sytuacji. Świadomość nie zdąża ogarnąć sytuacji, kiedy nagle rozlega się, powiedzmy, dzwonek telefonu. Hormony stresu dostają się do krwi, nie są przetwarzane, a więc gromadzą się. I tak z dnia na dzień, od samego rana.
Jak więc zachowywać się, aby ustrzec się codziennego stresu porannego ? Jedni wcześnie kładą się spać i wcześnie wstają, inni gimnastyką poranna starają się usunąć stres przebudzenia. Proponujemy własny podstęp. Porównajcie swoje samopoczucie w te dni, kiedy rano będziecie wykonywali zestaw ćwiczeń samooddziaływania, z samopoczuciem w tych dniach, kiedy będziecie budzić się zwyczajnie i trudno jest wstać…
A więc słodki sen zostaje przerwany przez trel porannego dręczyciela – budzika.
Normalną reakcją jest gwałtowne zerwanie się z pościeli, tj. przetworzenie pierwszej dawki hormonów stresu w gwałtownym i szybkim działaniu – podskoczeniu. Jeśli to uczynimy, to kołatanie serca będzie znacznie mniejsze. Wielu instynktownie właśnie tak robi, nawet nie starając się zrozumieć dlaczego. Następnie, posiedziawszy kilka minut, obudziwszy się zupełnie, znów kładziemy się i rozpoczynamy pracę. Pierwsze, co czynimy – to rozcieramy palcami małżowiny uszne tak, jak pocieramy cienkie płótno. Osiągamy odczucie ich rozluźnienia. Następnie kilkakrotnie naciskamy wzgórki przykrywające otwory uszne.
Nakładamy opuszki palców na zamknięte powieki i zaczynamy miękko je wygładzać lekko masując.
Zanim zaproponujemy następne ćwiczenie, należy powiedzieć o nim kilka słów. Jedną z dolegliwości współczesnego człowieka jest przykry zapach z ust, zwłaszcza po nocy. Jest wiele powodujących ten stan czynników: są to choroby zębów, przewodu pokarmowego, zaburzenia procesów metabolicznych, zapalenie śluzówki jamy ustnej, zaburzenie pracy gruczołów ślinowych itp. Ale jednym z najważniejszych jest to, że praktycznie nie wietrzymy swojej jamy ustnej. Jest zamknięta, kiedy myślimy, zamknięta, kiedy jemy, a nawet rozmawiamy wymawiając słowa przeważnie na wydechu, nie dopuszczając do wnętrza jamy ustnej dopływu świeżego powietrza.
Zapewne wszystkim zdarzyło się doznać dziwnego uczucia, kiedy wchodzi się do czysto wysprzątanego pokoju, lecz zamkniętego przez kilka dni. Jest tam ciężkie, nieświeże powietrze. A cóż dopiero w naszych ustach? Tam przecież znajduje się masa drobnoustrojów, w tym także gnilnych, resztki pożywienia, ślina zastoinowa itp. I niezależnie od tego, jak znakomitą pastę do zębów będziemy używać, jak dobry dezodorant – zapach pozostanie, ponieważ nie usunęliśmy przyczyn jego istnienia.
Spróbujmy posiedzieć lub poleżeć z odrzuconą do tyłu głową i szeroko otwartymi ustami, jak podczas wizyty u dentysty. Początkowo nastąpi obfite wydzielanie śliny, a następnie śluzówki jamy ustnej zaczną wysychać. Pomożemy sobie oddychaniem. Będziemy wciągać powietrze szeroko otwartymi ustami i bardzo szybko błony śluzowe ust wysuszą się. A teraz zamykamy usta i “słuchamy” swoich doznań. Początkowo ogarnia nas nieprzyjemne uczucie suchej śluzówki… A potem jama ustna zaczyna wypełniać się świeżą śliną, która oczyszcza śluzówki i przynosi uczucie czystego oddechu, czystości w ustach.
Proponuję wszystkim chętnym każdego ranka, po roztarciu małżowin usznych i masażu oczu, kilka minut spokojnie poleżeć z szeroko otwartymi ustami – przewietrzyć je. Można z pewnością powiedzieć (i nasze doświadczenie to potwierdza), że po dwóch – trzech tygodniach praktycznie pozbędziecie się nieprzyjemnego zapachu z ust, nawet jeśli jego przyczyną są zaburzenia pracy przewodu pokarmowego albo zepsute zęby. Oczyszczanie jamy ustnej oddychaniem i wysuszaniem śluzówki wywołuje także sprzężenie zwrotne: dobroczynny wpływ na przewód pokarmowy, na dziąsła, na system ukrwienia zębów itd.
W sposób praktyczny ustalono różne strefy wzajemnego oddziaływania języka i ich związek z organami wewnętrznymi. Oddziaływanie na język całościowo lub wybiórczo na ten lub inny jego fragment, stanowi pośrednie oddziaływanie na organy wewnętrzne.
Topografia stref języka przedstawia się następująco: sam koniuszek języka jest projekcją trzustki. Strefy u nasady języka odpowiadają: z prawej – woreczkowi żółciowemu, z lewej – wątrobie. Osoby cierpiące na zapalenie pęcherzyka żółciowego lub schorzenia wątroby wiedzą, że bardzo często właśnie u nasady języka pojawia się rankiem odczucie goryczy, stęchlizny. To strefy projekcyjne sygnalizują nam o procesach chorobowych w wątrobie i woreczku żółciowym. Strefa jelita cienkiego rozciąga się na górnej płaszczyźnie języka, mniej więcej pośrodku. Strefy jelita grubego leżą na brzegach górnej płaszczyzny języka, odpowiednio po prawej – okrężnica wstępująca, po lewej – zstępująca, a przednia powierzchnia odpowiada okrężnicy poprzecznej.
Jeżeli rozpatrywać język z boku, to prawa i lewa powierzchnia boczna odpowiadają nerkom. Chcecie sprawdzić? Rozchylcie usta i wysuńcie język na zewnątrz, rozluźniając go. Uważnie “słuchajcie” odczucia, płynącego od bocznych stref projekcyjnych nerek. Jeśli pojawia się odczucie, że do tych stref powietrze z zewnątrz jakby było wciągane, jakby wlewało się bez żadnych świadomych wysiłków z waszej strony, będzie to oznaką pustki energetycznej w nerkach. Czym się ona przejawia? Spadkiem sił, obniżeniem aktywności, zwłaszcza seksualnej. U mężczyzn może to wyrażać się ogólnym zmniejszeniem zainteresowania życiem, stanem przeddepresyjnym. Uczuciom pustki w rejonie krzyża i lędźwi, chorobliwej lekkości, towarzyszy zakłócenie wewnątrzkomórkowej wymiany energii w tkance nerek.
Ponosząc język ku podniebieniu, na jego wewnętrznej powierzchni, zawsze
ukrytej przed naszym wzrokiem, znajdziemy strefy płuc, odpowiednio – prawego i lewego. Zaś powierzchnia strefy podjęzykowej jest projekcją serca. Dlaczego właśnie pod język kładzie się tabletkę Validolu, gdy nasz “motor” zaczyna nawalać? Rzecz w tym, że sam w sobie Validol nie posiada właściwości leczniczych, ale jego miętowe, chłodzące działanie wpływa na strefy odruchowe pod językiem i tym samym stymuluje pracę serca i naczyń.
Spróbujmy zwyczajnie otworzyć usta i unieść koniuszek języka ku podniebieniu. Przestrzeń pod językiem odsłoniła się, a dopływ świeżego powietrza i energii nasilił się. Poprzez strefę projekcyjną odbywa się proces bezpośredniego wchłaniania niezbędnego strumienia energetycznego. Gdybyśmy posiedzieli tak kilka minut, to efekt będzie w przybliżeniu podobny do działania tabletek Validolu. Dodatkowo pojawi się trwałe odczucie kanału, łączącego strefę podjęzykową wprost z sercem. Po nauczeniu się odczuwania tego kanału i kierowania nim za pomocą oddychania, można będzie wzmacniać swoje serce w dowolnym czasie, nie uciekając się do preparatów wspomagających: Validolu i jemu podobnych.
Strefa śledziony rozpościera się na podniebieniu, bliżej krtani. A u nasady języka, na górnej jego powierzchni – projekcja żołądka.
Jeżeli zachodzi konieczność oddziaływania na ten lub inny organ, można zwyczajnie otworzyć usta, doprowadzić do wyschnięcia śluzówek i skoncentrować uwagę na właściwej strefie. Można także wyobrazić sobie, że oddychając właśnie tą strefą wciągamy razem z powietrzem uzdrawiającą siłę życiową. Sprzężenie zwrotne w tym przypadku jest na tyle silne, że dobroczynny wpływ na organ bywa zauważalny już po kilku seansach.
Oczywiście jedynie wietrząc jamę ustną i oddziaływując na właściwe strefy poprzez oddychanie, nie wyleczycie się z choroby wrzodowej. Ale jako silny środek wspomagający metoda ta sprawdziła się i została zweryfikowana przez setki, setki praktykujących ją ludzi. Niemało jest przykładów, że ludzie przestali nosić ze sobą Validol, samodzielnie radzą sobie ze zgagą, bolesnym odbijaniem się i innymi objawami nieżytu żołądka, usuwają objawy chorobowe pracy pęcherzyka żółciowego i wątroby. Słowem, arsenał jest dostatecznie duży, ważne jest nie zapominać o tych prostych i skutecznych metodach samopomocy.
Z własnych obserwacji wiem, że regularne poranne wietrzenie jamy ustnej, a także krtani i jamy nosowo-gardłowej, szybko i skutecznie usuwa rozpoczynający
się katar, symptomy kataru górnych dróg oddechowych, pomaga też wzmocnić śluzówki jamy nosowo-gardłowej, staje się barierą na drodze różnorodnych infekcji wirusowych.
Wietrzeniem jamy ustnej kończymy zestaw przebudzenia, który wykonuje się bezpośrednio w pościeli. Wstajemy i przeciągamy się…
Przeciągać się również trzeba umieć. Proponuję swój sposób przeciągania się po obudzeniu: robimy głęboki wdech i równocześnie z wdechem podnosimy ręce bokiem ku górze. Łączymy nad głową dłonie wyciągniętych ku górze rąk. Wyobrażamy sobie, że nasze stopy są mocno przyklejone do podłogi i ktoś mocno ciągnie nas za ręce do góry. Pomagamy swojemu mentalnemu wyobrażeniu działaniem fizycznym. Przeciągamy się całym tułowiem i podniesionymi do góry rękoma. Kręgosłup, klatka piersiowa, mięśnie pleców i tłoczni brzusznej rozciągają się pomiędzy nogami „przyklejonymi” do podłogi a sufitem, do którego ktoś nas “ciągnie” za ręce. Mięśnie pleców naciągają się, naprężają… i powoli wydychamy powietrze w przestrzeń przed sobą. Po zakończeniu wydechu opuszczamy ręce bokiem do poziomu ramion i trzymamy je wyprostowane, równolegle do podłogi.
Rozpoczynamy wdech, rozszerzając klatkę piersiową na boki i równocześnie opuszczamy naprężone ręce bokiem do dołu. Kończymy wdech i opuszczanie rąk równocześnie. Wdech napełnia klatkę piersiową, a ręce łączą się opuszkami palców w rejonie miednicy.
Stąd ponownie podnosimy ręce bokiem do góry i powtarzamy pierwsze ćwiczenie na przeciąganie się. Cały cykl przeciągania się można wykonywać 3-4 razy.
Po przeciąganiach przechodzimy do wykonania już opisanych ćwiczeń gimnastyki psychofizycznej. Dodamy do nich jeszcze jedno: dłonie leżą na biodrach. Powoli przysiadamy. Ręce w miarę przysiadania powoli przenoszą się na oparcie stojącego przed nami krzesła. Po osiągnięciu pełnego przysiadu, nogi zwracamy w prawo i lewa noga opiera się kolanem, a prawa stoi na stopie. Tułów i ramiona są nieruchome, ręce trzymają oparcie krzesła. Wracamy do pozycji przysiadu i zwracamy nogi w lewo. Teraz prawa noga opuszcza się na kolano, a lewa pozostaje stojąc na całej stopie. Tułów nieruchomy, ręce leżą na oparciu krzesła. Wracamy do pozycji przysiadu i powoli podnosimy się do pozycji wyjściowej.
Ćwiczenie to należy wykonywać początkowo 3-4 razy i stopniowo zwiększać ilość powtórzeń do 10, a następnie do 15-20.
Nie należy się spieszyć ze zwiększaniem ilości powtórzeń. Jeśli okaże się, że ćwiczenia wykonuje się lekko i łatwo, to należy zwolnić tempo, wykonywać ruchy powoli i wówczas w pełni będzie odczuwalne obciążenie.
Tradycyjnie zwykło się kończyć ćwiczenia fizyczne zabiegami wodnymi. Można przeprowadzić je jak rutynowe działanie, obmywanie ciała, lub można uczynić z tego pewien rytuał. Największy pożytek mamy z nich właśnie wtedy, gdy obmywanie staje się rytuałem. Z jakim nastrojem wchodzimy pod natrysk, taki też nastrój będzie nam towarzyszył w ciągu dnia. Mistyczna siła wody polega na tym, że umacnia ona ten stan fizyczny i duchowy, w jakim została rozpoczęta kąpiel wodna.
Można wejść pod prysznic i ledwie opłukawszy pot pędzić dalej, zbierać się do pracy. Pożądanym jest jednak poświęcić myciu nieco więcej czasu i poczuć, jak woda razem z potem po gimnastyce, resztkami ospałości w głębinach świadomości zmywa także zły nastrój i codzienne troski…
Będę rozpatrywał wariant mycia pod natryskiem, bo dotyczy on większości mieszkańców miast. Ale jeśli nie ma wygód, można posłużyć się zwykłym wiadrem wody, konewką, dzbankiem… Ważne, aby nastroić się, a woda pomoże umocnić nastrój.
Zatem przed rozpoczęciem obmywania wyobrażamy sobie, że wszystkie troski i niepokoje zebrały się na wierzchołku głowy w postaci twardej grudki. Ściągnęły one tutaj dosłownie zewsząd: z ciała, z mózgu, umysłu…
Ludzie wierzący przed myciem mogą odmówić modlitwę. Ale nie należy odmawiać ją zwyczajowo pospiesznym „odklepywaniem”, lecz sercem, czując każde wymawiane słowo. Zaś ci, którzy są dalecy od jakiejkolwiek religii i przyjmują życie oraz przyrodę jako siły wyższe kształtujące naszą świadomość, mogą posługiwać się starodawnym rosyjskim porzekadłem, które również wywołuje określony nastrój u człowieka:
Wodo, wodeńko, daj mi zdróweńko,
Dodaj urody, natchnienia dla głowy,
Napój serduszko, ma dobra wróżko.
Strumieniem rześkim odpędź zmęczenie,
Choroby wszystkie, i co dręczy sumienie.
Dobro niech na mnie spłynie,
A zło przeminie!
[Tłum. Przemysław Szulgit]
z książki pt.
Wewnętrzne Światło cz.1
Droga samouzdrawiania i samorealizacji
kursy dla początkujących – Nikołaj Szerstiennikow